Minął już ponad rok od samobójczej śmierci dziewczyny Jima Carreya, po której aktor usunął się w cień i zupełnie zniknął z show biznesu. Bliscy Cathriony White oskarżają go o psychiczne znęcanie się nad dziewczyną, wyśmiewanie jej, zarażenie chorobą weneryczną i doprowadzenie do odebrania sobie życia. W czasie, kiedy "odpoczywał" od show biznesu zajmował się malarstwem, o którym nagrał nawet film zatytułowany Potrzebuję koloru.
Niespodziewanie dla wszystkich Carrey pojawił się nowojorskim tygodniu mody, a konkretnie na imprezie Harper's Bazaar's ICONS. Aktor, który nigdy nie bywał na takich imprezach, a nawet od nich stronił, wywołał niemałe zamieszanie. Dziennikarka, która zauważyła aktora postanowiła przeprowadzić z nim wywiad. Zaczęła od zadania pytania, które nasuwało się wszystkim zgromadzonym: Co pan tutaj robi?
Aktor odpowiedział, że szukał czegoś zupełnie pozbawionego znaczenia i sensu, w czym mógłby wziąć udział i tak trafił tutaj. Z kolejnymi pytaniami było tylko gorzej.
To impreza na cześć modowych ikon. Wierzysz w ikony? - zapytała dziennikarka stacji E!
Jeny, to naprawdę najmniej ambitna możliwość, jaka mogła nam przyjść do głowy – odpowiedział Carey z szaleństwem w oczach. Nie mogę powiedzieć, czy na pewno istniejesz, ale za to w powietrzu unosi się ładny zapach.
Gdy rozmowa zaczęła zbaczać z toru, dziennikarka próbowała nadać jej przyjemny ton i wrócić do tematu mody.
Ale Jim, przecież ubrałeś się stosownie do okazji. Wyglądasz bardzo dobrze!
Nie wystroiłem się. Nie ma żadnego "mnie". Są tylko rzeczy, które się dzieją – tłumaczył Carey coraz bardziej przerażonej dziennikarce. Ten świat do nas nie należy. Nie mamy żadnego znaczenia.
Trudno określić, czy to załamanie nerwowe, przedawkowanie środków psychoaktywnych czy po prostu próba odwrócenia uwagi od faktu, że jest oskarżony o przyczynienie się do śmierci młodej dziewczyny. W każdym razie, odniosło to raczej odwrotny skutek.
