Tegoroczny festiwal w Opolu mógłby z powodzeniem reklamować się jako kabaret. Początkowo organizatorzy pokłócili się ze wszystkimi artystami, których warto zaprosić, a następnie przedstawili skromny program, na który i tak brakuje chętnych widzów. Wątpliwej jakości "gwiazdy" znane głównie z "hitów" lat 90. nie wpływają korzystnie na i tak mocno nadszarpniętą renomę festiwalu.
Opolska Gazeta Wyborcza podzieliła się informacją, według której podczas przygotowań do wrześniowego "show" Jana Pietrzaka dochodzi do wielu spięć.
Satyryk ponoć zapragnął dyrygować wszystkim w sposób, który nie wszystkim się podoba. Najbardziej dostało się Kasi Novej, której Pietrzak groził ze sceny.
Jeśli w sobotę na próbie generalnej nie zaśpiewasz tego składnie, to zdejmiemy ten utwór, żebyś wiedziała. Jeśli pomylisz choć jedno słowo, to ten utwór wyrzucimy – miał krzyczeć (!) do wokalistki.
Podczas felernej próby przed występem dostało się nie tylko wokalistce i grupie muzycznej Świt, z którą Pietrzak występuje podczas tras koncertowych "Niech żyje Polska", ale też technicznym odpowiadającym za scenografię - ponoć robili to zbyt głośno i zbyt wolno.
Jedyną osobą, która zgodziła się porozmawiać z "Wyborczą" był Wiktor Dudek, członek zespołu Świt:
Jan Pietrzak z natury jest dla nas bardzo miły - tłumaczył swojego mentora. Jest to jednak człowiek bardzo ostry i surowo oceniający innych. Szczególnie, jeśli nie wykonuje się swojej roboty lub gdy nie słucha się jego poleceń. Aby współpraca z nim przebiegała w dobrej atmosferze, trzeba się po prostu podporządkować.
Do koncertu zostało tylko kilka dni, a ilość ludzi z wykupionymi wejściówkami nie zapełni widowni. Myślicie, że gdyby wpuszczali przechodniów za darmo, udałoby się uzbierać komplet?