Błyskotliwa "kariera" Marcina Dubienieckiego zakończyła się dwa lata temu, gdy został zatrzymany przez CBA pod zarzutem wyłudzenia 13 milionów złotych z Państwowego Funduszu Osób Niepełnosprawnych, prania pieniędzy w rajach podatkowych i działania w zorganizowanej grupie przestępczej. Wraz z nim wpadła jego wspólniczka - a obecnie ciężarna żona - Katarzyna M., na marginesie była żona Artura Boruca. Dzięki rekordowej kaucji w wysokości trzech milionów złotych, na którą złożyła się po części także Marta Kaczyńska, skompromitowany adwokat mógł po 14 miesiącach opuścić areszt. Aktualnie wiedzie pozornie normalne życie i wije sobie gniazdko z nową żoną. W rzeczywistości, w tle toczy się przeciw nim postępowanie, a jeżeli zarzuty się potwierdzą, obojgu grozi do 10 lat więzienia.
Choć małżeństwo Dubienieckiego z bratanicą Jarosława Kaczyńskiego przechodziło kryzys już wcześniej, ostatecznie zostało rozwiązane w 2016 roku i co ciekawe, w tym samym czasie adwokat postanowił jeszcze wykorzystać koneksje, jakie zdobył dzięki poślubieniu Marty. Jak się okazuje, jego pełnomocnik skierował do Jarosława Kaczyńskiego pismo z prośbą o interwencję, czym Dubieniecki pochwalił się w trakcie wizyty w programie Czarno na białym w TVN 24.
Mecenas upewnił się wcześniej, że odcinek z jego udziałem będzie miał szeroką widownię i reklamował go m.in. na swoim Twitterze. W trakcie rozmowy próbował przekonywać, że w poproszeniu "prezesa" o pomoc nie było nic niestosownego.
To nie ma żadnego znaczenia, że byliśmy rodziną. Ta decyzja o wystąpieniu w ramach wykonywania mandatu posła została podjęta z racji tego, że nasze pismo w tej sprawie było przekonywujące. To nie jest wykorzystywanie koneksji rodzinnych - zarzekał się Dubieniecki, przekonując, że do stryja byłej żony zwrócił się "jak do posła".
"Poseł" okazał się wyjątkowo lojalny, bo natychmiast wystąpił do Prokuratury Krajowej z wnioskiem o dostęp do akt. Wypytywał też, jakie były powody aresztowania byłego męża bratanicy oraz dlaczego zastosowano wobec niego zakaz opuszczania kraju.
Dubieniecki uparcie twierdzi, że jest niewinny, a jego zatrzymanie i aresztowanie to wynik rozgrywek politycznych.
Za czasów Platformy "modnie" było Marcina Dubienieckiego wsadzić, bo było to niewygodne dla PiS-u. Dzisiaj, kiedy rządzi PiS, jest niewygodnie podjąć decyzję, którą należałoby podjąć w tej sprawie, a mianowicie umorzyć to postępowanie karne. Dlatego, że to się obróci przeciwko PiS-wi. Marcin Dubieniecki znalazł się między młotem a kowadłem - żalił się.
Decyzję o wypuszczeniu mecenasa za kaucją była podjął sędzia, który uznał że "nie istnieje już groźba mataczenia". Nie zabronił jednak Dubienieckiemu występów w programach telewizyjnych i udzielania wywiadów...