W trzecim odcinku Kuchennych Rewolucji, Magda Gessler odwiedziła Chrzanów, gdzie w samym centrum miasta znajduje się restauracja Stare Mury. Jej właścicielem jest Jacek, który wcześniej prowadził firmę współpracującą z tą knajpą. Tak narodziła się miłość do tego miejsca i Jacek postanowił spróbować swoich sił w gastronomii. Niestety, rzeczywistość zweryfikowała marzenia o gotowaniu i prowadzeniu knajpy. Zamiast zysków i pochwał, został pusty lokal i kolejny kredyt do spłacenia, dzięki któremu restauracja wciaż funkcjonuje. Nic dziwnego, że lokal nie przyciągał klientów skoro właściciel mówił otwarcie, że nie ma "większych ambicji".
Nie mam ambicji, żeby tu była jakaś gwiazdka Michelin. Chcę nakarmić głodnych - wyznał przed kamerami.
Knajpa jest poniekąd rodzinnym interesem. Poza Jackiem, pracuje w niej również Ania, jego partnerka, która jak sama przyznaje "tylko goni do sprzątania".
Mnie wszyscy znają z tego, że ja tylko gonię do sprzątania. A to jeszcze można, a tu, a to można jeszcze posprzątać, tu niedokładnie, tu byle jak - przyznała szczerze Ania.
Choć karta była bardzo bogata i zawierała potrawy niemal z każdej kuchni świata - barszcz z uszkami, kotlet schabowy, pizza, filet panierowany na wzór jednego z wiodących amerykańskich fast foodów czy zapiekanki - niczym nie wyróżnia się spośród reszty chrzanowskich restauracji, a kucharz poległ już na pierwszym daniu. Barszcz czerwony okazał się niezjadliwy.
Gumisie. Gumisie z uszek. Jeden burak na litr wody. Straszne, straszne, straszne, Bardzo proszę szybko coś nowego, bo to jest dramat! Barszcz z uszkami, jak ktoś nie umie, niech nie robi! - gotowała się Gessler.
Niestety, im dalej w las, tym ciemniej. Jako drugie danie restauratorka zamówiła pizzę, którą okeśliła mianem "chleba": To chleb, nie pizza! To nie jest pizza włoska. Bułeczka, nie pizza. Szpinak to jest jakaś namiastka. Szpinaku się nie czuje. To taki bajer.
Placek ziemniaczany po zbójnicku, również nie zdał egzaminu: Potwornie gruby placek, stare pieczarki, nie ma mięsa i jest to jeden, wielki skandal... - oburzała się gwiazda TVN-u.
Restauratorka szybko rozszyfrowała o co tak naprawdę "chodzi" w restauracji:
Chodzi o to, żeby zarabiać pieniądze. Szybko i byle jak. Najbardziej byle jak, jak widzialam od dłuższego czasu - mówiła zdegustowana. To jest domowy fast food doprowadzony do ekstremalnej oszczędności. Oczywiście ze szkodą dla gościa. Dzisiaj zostałam poczęstowana jakbym była wrogiem, a nie kimś kto przyszedł ocenić jedzenie. Takie jedzenie wyprasza, więc czuję sie wyproszona.
Nawet wychodząc z lokalu, Gessler nie żałowała personelowi gorzkich słów: Ja myślałam, że w Chrzanowie jedzenie nie jest do chrzanu. A ono nawet nie jest do chrzanu, ono jest do dupy. Dlaczego przy tak pięknym rynku jest taka koszmarna restauracja? - pytała.
Drugi dzień miał być testem ostatecznym. Magda poznała całą załogę. Nie oszczędziła partnerce właściciela kąśliwego komentarza, choć swoją opinię skierowała do niego: Trzeba dobrze dawać ludziom jeść, jak ma się partnerkę w tym wieku**.**
A danie, które miało zachwycić czyli ziemniaki po cabańsku, okazały się zwykłą "mamałygą".
Dlaczego pan to danie robi w szybkowarze? - pytała zaniepokojona. Przecież pan to danie zeszmacił. Proszę mi wierzyć, gdyby tu były dobre placki ziemniaczane, a nie takie g*wno, to tu byłaby kolejka.
Nadszedł czas, aby wejść do kuchni. Tam nie brakowało niespodzianek. Bojler do ciepłej wody zaklejoną taśmą i brudny, zużyty sprzęt okazały się dopiero początkiem problemów.
Poproszę dłuto i młotek. Pan przytrzyma patelnię, a ja będę działać. Pan zwariował? Pan wie, że pan to wszystko wdycha? Studiowałam rzeźbę, więc dla mnie to bardzo przyjemne. Nie wstyd Panu? Mam włosy w tym g*wnie - mówiła obskrobując brud z patelni. Ten brud ma lata całe, a kółka są tak uje*ane jakby były obłożone słoniną. A pani co ma taka wku*wioną minę? - zwróciła się do pomocy kuchennej.
Okazało się, że zaplecze to prawdziwa kraina lodu. W lodówkach były setki kilogramów zamrożonego jedzenia: warzyw, mięsa, ryb, a nawet sera.
Czuję się jak caryca wśród tych mrożonych kotletów - mówiła Gessler siedząc przy koszu z mrożonymi kiełbasami.
Po wielkim sprzątaniu, przyszedł czas na ogłoszenie rewolucji: Ta restauracja będzie biało-pomarańczowa. Trochę odrealniona, ale taka ciepła, estetyczna, bardzo ładna. Restauracja nazywa się Utarte: utarte placki, utarty chrzan, utarte warzywa.
Zmiana wystroju nie spodobała się partnerce właściciela. Magda postanowiła odpowiedzieć jej bez ogródek:
W tej chwili jest to wyjątkowe miejsce. Byliście cześcią szarości, bylejakości. Uduszę, jak tego nie docenicie. Dosyć szarości, dośyć g*wna i rzeczy w kolorze g*wna. Marsz do kuchni.
Po trzech tygodniach Gessler wróciła do restauracji, żeby sprawdzić jak radzą sobie właściciele po jej wizycie. Po raz kolejny rewolucję uznała za udaną.
