Ponad trzy lata temu cała Polska usłyszała o profesorze Bogdanie Chazanie, wówczas dyrektorze Szpitala św. Rodziny w Warszawie. Chazan odmówił przerwania ciąży u 38-letniej pacjentki, którą zmusił do urodzenia śmiertelnie chorego i zdeformowanego dziecka. Noworodek oczywiście zmarł, a Chazan został kimś w rodzaju gwiazdy mediów i idola przeciwników aborcji.
Od tamtej pory zresztą jego kariera nabrała wiatru w żagle: latem Chazan dostał za zadanie opracowanie nowych standardów opieki okołoporodowej, co może wydawać się niepokojące, biorąc pod uwagę jego poglądy na temat rodzenia. Pacjentki Chazana wspominają bowiem, że znieczulenie przy porodzie było u niego wyjątkiem, wszak poród "musi boleć".
Przypomnijmy: Chazan opracuje... nowe standardy opieki okołoporodowej! Został ekspertem Ministerstwa Zdrowia
Zabranie przez Chazana głosu w sprawie protestu lekarzy rezydentów było więc tylko kwestią czasu. Wywiad z lekarzem przeprowadził serwis w wPolityce i, jak można się było spodziewać, profesor Chazan nie zawiódł.
Mężczyzna stwierdził bowiem, że rezydenci sami są sobie winni, bo niepotrzebnie wybrali protest głodowy, który "ujął im troszkę godności". Młodzi medycy mają zresztą szantażować rząd, ale ogólnie są po to, żeby "służyć, a nie dostawać pieniądze":
Nie można w ten sposób stawiać żądań drugiej stronie. To szantaż, w którym kładzie się na szali własne zdrowie, a nawet życie. To jest nie fair - skomentował. Czasami lekarze rezydenci zapominają, że oni nie są po to, żeby jedynie dostawać pieniądze, ale po to, aby służyć.
Nie można zaczynać pracy od podnoszenia swoich potrzeb finansowych i mówienia o swojej godności. Nikt nie ujmuje godności młodym lekarzom, oni sami sobie ją troszkę ujmują przez formę protestu, na jaką się zdecydowali.
Na szczęście potrzeby finansowe profesora Chazana są zaspokajane nawet z nawiązką, do czego sam się przyznał. Powiedział, że jako profesor z 50-letnim stażem pracy zarabia tylko 6 tysięcy złotych miesięcznie. Dyplomatycznie zapomniał jednak wspomnieć o innych posadach niż ta na uniwersytecie:
Jestem profesorem medycyny, pracuję na jednym z uniwersytetów w Polsce jako wykładowca i zarabiam tam 6 tys. złotych. Dodam, że jestem profesorem z pięćdziesięcioletnim stażem pracy. Rezydenci żądają 7 czy 9 tysięcy złotych, czyli więcej niż zarabia profesor. Zachowajmy jakieś proporcje - powiedział.