Martyna Wojciechowska nigdy nie obnosiła się specjalnie ze swoimi związkami. Wiadomo, że była w jednym poważnym, z nurkiem Jerzym Błaszczykiem, ojcem jej córki Marysi. Chociaż ich związek nie przetrwał, pozostali w przyjaźni, wymieniając się opieką nad dzieckiem. Niestety, w lutym zeszłego roku Błaszczyk zmarł na raka w wieku zaledwie 46 lat. Wojciechowska bardzo przeżyła jego śmierć, nie wspominając już nawet o Marysi, której od tamtej pory podróżniczka stara się zastąpić tatę. Na to nałożyły się poważne problemy zdrowotne Wojciechowskiej, która tuż po tym, gdy zaleczyła tropikalnego wirusa, złamała sobie bark, a ponieważ nie stosowała się do zaleceń lekarzy, obciążenia nie wytrzymały tytanowe śruby: Martyna Wojciechowska przeszła ciężką operację! "Przeciążyłam bark. Tytanowe śruby nie wytrzymały!"
Nigdy nie myślałam, że się nie podniosę, wiedziałam jednak, że tym razem potrzebuję czasu - wyznaje podróżniczka w rozmowie z Fleszem. Przede wszystkim dla Marysi, którą po stracie taty bardzo chciałam chronić emocjonalnie. Starałam się i nadal się staram, być uważną mamą. Jak już coś robię z córką, to z zaangażowaniem, a nie po łebkach. Jak jestem, to jestem. Codziennie staram się przestrzegać pewnych zasad: nie odbieram telefonów, gdy jesteśmy razem, mamy wtedy czas na rozmowę. Wieczorem czytamy, przytulamy się i planujemy kolejne wspólne wyprawy.
Niedawno pojawiły się plotki o nowym mężczyźnie w życiu Martyny. Ona sama, jak zwykle, nie chce o tym mówić.
Powiem wymijająco: nie jestem samotna. Przeczytałam niedawno w mediach, że szukam miłości. Otóż nie szukam i nie mam poczucia, że mi czegoś brakuje - zapewnia podróżniczka. Spotkałam się niedawno z koleżanką, miłą, wykształconą osobą, która na mój widok wykrzyknęła: "Świetnie wyglądasz! Jakiś facet?". Spytałam ją, czy jej zdaniem kobieta może wyglądać dobrze tylko, jeśli ma partnera. Nie w tym rzecz, a jednak my, kobiety, same sobie to robimy. Męczy, a nawet już denerwuje mnie taka teza, że jak kobieta nie ma męża, to znaczy, że czegoś jej brakuje, albo coś z nią nie w porządku.
Przypomnijmy, że gorącą zwolenniczką takich poglądów jest Małgorzata Terlikowska. Jej zdaniem, kobieta może osiągnąć szczęście tylko w rodzinie, zaś jeśli nie ma męża, staje się brzydka i nieatrakcyjna: Terlikowska: "Potrzebę macierzyństwa CZĘSTO TŁUMIĄ ruchy feministyczne. Kobieta daje życie i to ją dowartościowuje"
Na razie jednak nie zapowiada się, by Martyna skorzystała z przepisu na urodę stosowanego przez Terlikowską.
Ja czułabym się nieszczęśliwa, jeśli nie miałabym przyjaciół, bo potrzebuję głębokich relacji i miłości, ale niekoniecznie w rozumieniu tradycyjnym. Nie mam poczucia, że relacja z mężczyzną musi wyglądać tak, że mieszkamy pod jednym dachem, mamy dzieci, a ja codziennie rano smażę wszystkim naleśniki - wyjaśnia Wojciechowska. Widziałam już takie rzeczy, które nie śniły się filozofom. W Polsce normą jest model "mama, tata i dziecko", a w dobie 500+ może dwoje dzieci. Ja byłam w miejscach, gdzie tata mieszka w czterema kobietami, albo mama ma wielu mężów i jej dzieci do każdego z nich mówią "tato". Nie chcę oczywiście powiedzieć, że taka sytuacja powinna stać się obowiązującą normą na świecie, ale jednak daje do myślenia. Dobre jest to, co jest dobre dla ciebie. Dla każdego coś innego. Po prostu bądźmy bardziej tolerancyjni wobec siebie.
_
_
_
_