Wiosną tego roku Polską wstrząsnęła śmierć Magdaleny Żuk, która samotnie wybrała się na weekend majowy do egipskiego kurortu Marsa Alam. Miała tam jechać razem ze swoim narzeczonym Markusem, jednak okazało się, że mężczyzna nie ma ważnego paszportu. 26 kwietnia zameldowała się w hotelu. Cztery dni później wyskoczyła z okna szpitala w Port Ghalib.
Śledztwo ujawniło, że kobieta podczas rozmowy z narzeczonym sprawiała wrażenie nie całkiem przytomnej, mówiła nieskładnie, aż w końcu wyznała, że chyba ktoś dosypał jej czegoś do drinka. Znajomi, z którymi kontaktowała się na Facebooku, twierdzą, że co chwila wysyłała im informacje, że jest już w pokoju i czeka na nich, chociaż znajdowała się wówczas w Egipcie, a oni w Polsce.
Egipski rezydent biura podróży robił zdjęcia nieprzytomnej kobiecie i wysyłał jej narzeczonemu, a potem woził ją z hotelu do szpitala i z powrotem. Szef placówki w Port Ghalib twierdzi, że od początku radził umieszczenie Polki w szpitalu psychiatrycznym. Za to po skoku z okna, zamiast udzielić jej pomocy, wysłał umierająca kobietę do oddalonego prawie 300 kilometrów szpitala w Hurghadzie. Przeprowadzona w Polsce sekcja zwłok Magdy wykazała, że śmierć nastąpiła w wyniku uduszenia, które było pośrednim następstwem upadku z okna. Doszło do tak rozległego stłuczenia i obrzęku płuc, że praktycznie uniemożliwił on oddychanie.
Od tamtej pory namnożyło się teorii spiskowych, w myśl których kobieta mogła zostać ściągnięta do Egiptu specjalnie po to,by stać się ofiarą mafii, handlującej ludźmi i dostarczającej kobiety arabskim szejkom. Krzysztof Rutkowski, który wtrącił się w śledztwo, chcąc, jak zwykle, zaistnieć medialnie, sugerował, że Magdalena Żuk została zgwałcona, być może wielokrotnie. Siostra zmarłej upubliczniła nagranie ze szpitalnego monitoringu, na którym widać, jak kobieta szarpie się z rezydentem biura podróży, cała rodzina zaś początkowo zapewniała, że Magda nigdy nie leczyła się psychiatrycznie. Z czasem jednak wyszło na jaw, że miewała załamania nerwowe i korzystała z pomocy psychologa i psychiatry, a także bardzo źle reagowała na alkohol.
Tę drugą wersję potwierdza sekcja zwłok, przeprowadzona przez dwie niezależne ekipy polskich biegłych. Wykryli oni w organizmie kobiety silne leki, dostępne na receptę, wystawioną przez psychiatrę. Prokuratura nie podała jeszcze oficjalnych wyników, jednak Fakt zapewnia, że dysponuje wiarygodnymi przeciekami.
Chodzi o jeden z tak zwanych leków przeciwpsychotycznych, substancję stosowaną przy leczeniu psychoz, schizofrenii, ale czasem również w przypadku depresji - ujawnia w tabloidzie osoba, orientująca się w kulisach śledztwa. Materiał biologiczny, pobrany z ciała kobiety nie wskazuje na to, by padła ofiarą gwałtu. Potwierdziły to dwa zespoły polskich biegłych.
Na ciele Magdaleny Żuk nie znaleziono także śladów przemocy, jedynie obrażenia, typowe w przypadkach upadku z dużej wysokości. Badanie przeprowadzono w Zakładzie Medycyny Sądowej we Wrocławiu oraz krakowskim Instytucie Ekspertyz Sądowych im. profesora Jana Sehna.
**Marta Nieradkiewicz o wpływie sprawy Magdaleny Żuk na internautów
**
