W kolejnym odcinku Kuchennych Rewolucji, Magda Gessler wybrała się do centralnej części Polski. Na osiedlu Retkinia w Łodzi, młode narzeczeństwo Paulina i Janek postanowiło otworzyć lokal gastronomiczny o niezbyt skomplikowanej nazwie "Retka". Niestety, nie pokusili się o oryginalne rozwiązanie i postanowili otworzyć szesnastą (!) pizzerię w okolicy. Aby nie serwować dokładnie tego, co ich konkurencja postanowili do menu dorzucić burgery, ale i to nie uchroniło ich od klęski.
Janek od samego początku mówi otwarcie, że restaurację traktuje jako możliwość szybkiego zarobku i duże pieniądze są jego główną motywacją. Zdaje sobie jednak sprawę z tego, że to ostatni moment, aby poprosić o pomoc. Sytuacja finansowa knajpy jest coraz gorsza, a wielkimi krokami zbliża się wesele właścicieli.
Rok temu nadarzyła się okazja wykupienia tego miejsca i postanowiliśmy z narzeczonym spróbować swoich sił w gastronomii. Całe menu stworzyliśmy sami, nazwy, ceny - tłumaczy pomysł na pizzerię właścicielka Paulina.
Janek co prawda nie uważa, że jego wiek stanowi przeszkodę, by osiągnąć sukces w tej branży, jednak otwarcie przyznaje, że największą nauką dla niego są jego własne błędy:
Nie uważam, że wiek jest jakąś barierą do prowadzenia biznesu, a im wcześniej się zacznie tym można się więcej nauczyć na przyszłość. Póki co uczę się na własnych błędach - przyznał.
Mama Janka jako jedyna była przeciwna otwieraniu restauracji, jednak młode narzeczeństwo postanowiło postawić na swoim. Choć w okolicy roi się od pizzerii, mieli nadzieje, że uda im się zdeklasować konkurencję i przyciągnąć tłumy. Niestety, nic z tych rzeczy nie miało miejsca, a lokal wciąż świeci pustkami, generując coraz większe zadłużenie. Choć klientela nie powala, nadzieję na przyszłość dają świetne relacje w zespole "Retki", gdzie pracują sami młodzi ludzie. Zarówno szefostwo jak i pracownicy, przyznają, że na kuchni panuje domowa atmosfera, ponieważ wszyscy są przyjaciółmi.
Paulina, właścicielka restauracji wyznała przed kamerami, że jej marzeniem było otworzenie czegoś, czego na Retkinii jeszcze nie ma. Tym bardziej zastanawia fakt, dlaczego "Retka" jest szesnastą pizzerią na łódzkim osiedlu.
Ktoś mnie obsłuży? - takimi słowami przywitała się Gessler z pracownikami restauracji. Po chwili dodała również, że dziwi ją ilość pizzy w miejscu, gdzie w ogóle nie ma ludzi.
Restauratorka skusiła się na pizzę margheritę, burgera, frytki klasyczne i frytki z batatów. Pizzę Magda określiła jako "kapeć z tłuszczem". Z pomoca przybiegła jej kelnerka, która zasugerowała, że dużo lepiej pizza smakuje z ich autorskim sosem. Niestety, sos, który miał być chlubą lokalu okazał się być strzałem w drugie kolano.
O ku*wa! Trzeba by było trafić na Francuza, albo Greka, żeby dał w pysk za coś takiego! - zawyrokowała.
Frytki z batatów okazały się przepyszne. Restauratorka przyznała, że chętnie wpadałaby na nie do piwa. Burger na dzień dobry zaliczył kilka wpadek. Po pierwsze w klasycznym wydaniu brakowało majonezu.
Ohydne stare, mrożone mięso. Poszarpane do hamburgera, jeśli człowiek doda taką ilość keczupu, cebuli i musztardy to przeżyje, bo nie poczuje tego smaku - skomentowała specjalność lokalu Gessler i zaprosiła do wspólnej konsumpcji starego kotleta.
Właściciele restauracji przyznali, że za kilogram wołowiny do burgerów płacą 17 złotych. Restauratorka skomentowała to ostrymi słowami:
Wy karmicie ludzi, a nie bydło - grzmiała. 17 złotych za kilogram wołowiny na hamburgery to jest oszustwo. Taka wołowina nie może być dobra i nie może być niemrożona.
Przed wyjściem Gessler podsumowała Paulinę i Janka. Stwierdziła, że są "cwaniakami" i "nic nie wiedzą". Już za drzwiami restauracji Magda rzuciła, że jej zdaniem "Retka" to "zabawa dzieci w restaurację".
Drugiego dnia właściciele od razu zabrali się do pracy, aby zatrzeć złe wrażenie. Postanowili zrobić majonez, aby wynagrodzić Magdzie wczorajsze braki, jednak zanim będą mogli pochwalić się efektami, będą musieli zdać test. Gessler zaprosiła wszystkich na środek restauracji i postanowiła przeprowadzić test wiedzy o gotowaniu.
Restauratorka zapytała na początku właścicielkę Paulinę o to, jak zrobić beszamel. Niestety, Paulina poległa, choć próbowała na prędce wymyślić przepis na ten sos. Janek dostał jeszcze łatwiejsze pytanie, ale jemu równiez nie udało się udzielić poprawnej odpowiedzi, ponieważ nie wiedział, ile czasu gotuje się ziemniaki. Z pomocą przyszła mu jego mama, która również pracuje w "Retce". Po trzecim pytaniu, jak powstaje majonez, Magda postanowiła przeprowadzić szkolenie praktyczne i zaprosiła wszystkich do kuchni. Niestety, okazało się, że poza zwarzonym majonezem, jest bardzo dużo brudu - nie tylko na meblach czy podłodze, ale przede wszystkim na sprzęcie.
Gospodyni Kuchennych Rewolucji stwierdziła, że pomoże młodym restauratorom i wszystkiego ich nauczy, ale dopiero jak posprzątają kuchnię bo brzydzi się czegokolwiek dotknąć.
Trzeciego dnia Gessler opowiedziała o zmianach, które zaplanowała Paulinie i Jankowi.
Nie wiem czy wasza duma wam na to pozwoli, ale moja pozwala. Nowa nazwa to Kartofel Buda. Restauracja będzie polegać na tym, że najpierw będzie czekadło do naszego majonezu, później będzie zupa pomidorowa, a potem będą trzy farsze do ziemniaków gotowanych w mundurkach i trzy sosy: śledź, gzik-bzik i grzybowy.
Para choć ewidentnie była zaskoczona, zareagowała entuzjastycznie. Szczególnie z powodu oryginalnego pomysłu, z którym nigdy wcześniej się nie spotkali. Chwilę po zebraniu, Magda zabrała członków zespołu wraz z właścicielami do pobliskiego parku, by "upolowali" klientów swojej restauracji i zaprosili ich do wzięcia udziału w konkursie. Zgromadzone osoby, chętne do zabawy czekała sztafeta w workach i walka o zaproszenie na kolację do Kartofel Budy.
Dania, które Gessler przygotowała na kolację powaliły zaproszonych gości. Wszyscy chwalili zarówno sosy, jak i zupę krem. Gwiazda TVN-u opuszczając lokal stwierdziła, że dawno nie spotkała tak dobrej energii wśród załogi. Wracając po trzech tygodniach, nie spodziewała się, że w Kartofel Budzie nie gotują już ci sami chłopcy, którzy przechodzili rewolucję. Zdziwiła ją także nazwa autorskiej potrawy, która została zmieniona na "appetizer". Gdy przystawka została podana, "niekwestionowany autorytet kulinarny" odrzucił zaserwowane przez kelnerkę danie. Majonez okazał się bardzo lejący, zupełnie różny od tego, którego nauczyła ich Gessler. Właściciele tłumaczyli się "zepsutym blenderem".
Niestety, grzanka podana do zupy była surowa, a sam krem z pomidorów był za słodki. Tu z kolei tłumaczeniem był pośpiech. Sosy do ziemniaków również nie należały do udanych. Gessler finalnie stwierdziła, że poza ziemniakiem wszystko jest bardzo średnie. Na koniec zawyrokowała, że jeśli nie zaczną się uczyć, z ich restauracją będzie bardzo źle.
No cóż, dzieci się jeszcze muszą bardzo dużo nauczyć. Są w II B, a do matury jeszcze daleko. Zobaczymy co będzie, może ją zdadzą, a może nie - zakończyła odcinek złotą myślą.