Jarosław Kaczyński znany jest między innymi ze swoich zdecydowanych, konserwatywnych poglądów oraz wielkiej słabości do kotów. W jego domu niepodzielnie rządzi kotka Fiona, ale polityk wspiera też finansowo karmicieli dachowców z żoliborskich piwnic.
Prezes PiS jest także miłośnikiem innych zwierząt i w trakcie swojej kariery politycznej niejednokrotnie udowadniał, że los czworonogów nie jest mu obojętny. Podobnie jak jego nieżyjącemu bratu, Lechowi, który darzył ogromną miłością swojego psa i miał dla niego szczególne względy nawet w Pałacu Prezydenckim.
Dziennikarz Piotr Zaremba ujawnił swego czasu, że gdy w Europie pojawiło się zagrożenie ptasią grypą, Kaczyński do samego końca walczył o to, aby nie zabijać łabędzi, w których stadzie wykryto wirus. W 1996 roku Zaremba przeprowadził też wywiad z Jarosławem, w którym polityk wyznał między innymi, że brzydzi się myślistwem. Wywiad ten przypomniał właśnie były dziennikarz śledczy, Michał Majewski, który opublikował jego fragmenty na Twitterze. Z perspektywy czasu okazuje się, że ponad 20 lat temu Kaczyński miał o wiele bardziej stanowcze poglądy na myślistwo niż dziś. Swój stosunek do polowania na zwierzęta opisywał w nawiązaniu do historii, którą przeżył wraz z bratem.
Spotkaliśmy dwóch panów na furmance. Jeden miał na głowie myśliwski kapelusik, a jego twarz przypominała prawdziwego wieprza - charakteryzował opisowo myśliwego Jarosław. Trzeba państwu wiedzieć, że dawno temu hodowano potwornie grube wieprze, bo wieprz z dużą ilością słoniny był dużo więcej wart. Otóż ten facet przypominał właśnie takiego wieprza, siedząc, a właściwie wpółleżąc na furmance.
Kaczyńscy postanowili uniemożliwić mężczyźnie zastrzelenie bezbronnego zwierzęcia.
Wziął broń i zaczął celować w stronę sarny. Mój brat gwizdnął, doszło do ostrej wymiany zdań, ale tamci, z pewnością polując w czasie okresu ochronnego, w końcu poddali się i odjechał - wspominał Jarosław.
Okazuje się, że prezes PiS miał też pomysł, aby myśliwi przechodzili specjalne egzaminy ze sprawności fizycznej, skoro zabijanie zwierząt chcą traktować jako "sport".
Wprowadziłbym dodatkowo element ryzyka, np. bieg po rozbujanej desce na sporej wysokości. Skoro chce się polować, to trzeba być odważnym i sprawnym - tlumaczył Kaczyński.
Polityk podkreślał, że nie szanuje myśliwych i nie rozumie, jak można czerpać przyjemność z cierpienia zwierząt.
Nienawidzę polowań i kompletnie nie jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy znajdują przyjemność w zabijaniu zwierząt i przypatrywaniu się jak one zdychają. Zupełnie nie jestem w stanie zrozumieć mentalności ludzi, którzy znajdują przyjemność w zabijaniu Bogu ducha winnych zwierząt - podkreślał.
Niestety, po latach Jarosław nie jest już tak stanowczy. Świadczyć o tym może choćby fakt, że w rządzie, który powstawał pod jego czujnym okiem, jednym z najważniejszych ministrów został zagorzały wielbiciel polowań, który chętnie przyozdabia swój dom głowami martwych zwierząt, Jan Szyszko. Prezes nie reagował, gdy media pokazywały jak Minister Środowiska bawi się w najlepsze na polowaniu na bażanty. Spokojnie patrzył też, jak Szyszko wycina Puszczę Białowieską, która jest domem dla wielu gatunków zwierząt. Chodzą jednak słuchy, że to Kaczyński wpłynął na ministra, aby ten zrezygnował z pomysłu odstrzału łosi.
Może prezes powinien sobie wreszcie uzmysłowić, że minister Szyszko to dokładnie ten sam typ człowieka, co spotkany przed laty "mężczyzna na furmance"?