Dziewięć lat temu, zgodnie z decyzją Komisji Europejskiej, uruchomiono w Polsce telefon zaufania dla dzieci. Komisja uznała, że najwygodniej będzie, by w każdym kraju, należącym do Unii Europejskiej młodzi ludzie mogli, w razie problemów, zadzwonić pod ten sam numer 116 111, by uzyskać pomoc.
W naszym kraju telefon zaufania dla dzieci prowadzi fundacja "Dajemy Dzieciom Siłę".
Od początku działalności odebraliśmy ponad milion połączeń, mimo że na początku 2017 roku musieliśmy ograniczyć liczbę stanowisk z dziesięciu do pięciu, bo zabrakło nam pieniędzy - ujawnia z rozmowie z Wirtualną Polską kierująca fundacją, Lucyna Kicińska. Przede wszystkim działamy wtedy, kiedy jeszcze nie zdąży dojść do jakichś dramatycznych sytuacji. Bez tej pomocy, jeśli nie można jej uzyskać w domu, albo w szkole, niejednokrotnie zdarzają się próby samobójcze lub okaleczenia. Nie dostawaliśmy dotacji celowych, ale startowaliśmy w konkursach i je wygrywaliśmy. Dzięki temu pozyskiwaliśmy środki. Niestety w 2017 roku sytuacja się diametralnie zmieniła i finansowania już nie ma.
Do niedawna fundacja mogła liczyć na dofinansowanie ze strony Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Pieniądze są potrzebne na opłacenie czynszu, prądu, a przede wszystkim na przeszkolenie ludzi, którzy będą odbierać telefony.
Jednak politycy Prawa i Sprawiedliwości krzywo patrzą na działalność organizacji pozarządowych, realizujących w Polsce zalecenia Unii Europejskiej. Ich zdaniem, unijne pomysły, zwłaszcza dotyczące zwalczania patologii w rodzinie, godzą w polską tradycję i zagrażają stabilności rodziny. Przez dziewięć lat działania telefonu prawie tysiąc razy konieczna okazała się interwencja policji w miejscu zamieszkania dziecka.
W zeszłym roku MSWiA tak zmieniło zasady konkursów, by ich wygranie stało się niemożliwe dla fundacji "Dajemy Dzieciom Siłę".
Przecież jesteśmy organizacją apolityczną i pomagamy dzieciom wszystkich wyborców - przypomina Kicińska. Numer jest bezpłatny, lecz koszty jego działalności całkiem spore. Trzeba opłacić czynsz, prąd, zapewnić infrastrukturę, wynagrodzenia dla małego zespołu merytorycznego, czy pozyskać środki na szkolenia dla stażystów.
W tej sprawie u ministra Mariusza Błaszczaka interweniował Rzecznik Praw Dziecka, ale do tej pory nie doczekał się odpowiedzi. W tej trudnej sytuacji, gdy telefon zaufania dla dzieci został zagrożony likwidacją z braku środków finansowych, z pomocą ruszyły dwie fundacje: prowadzona przez Dominikę Kulczyk "Kulczyk Foundation" oraz fundacja Jakuba Błaszczykowskiego "Ludzki gest".
Piłkarz ponoć nie wahał się ani chwili. Sam nie miał łatwego dzieciństwa. Gdy miał 10 lat jego ojciec śmiertelnie ranił nożem mamę Kuby, która zmarła na jego rękach. Po tym, gdy ojciec piłkarza trafił do więzienia za zabójstwo, jego wychowaniem zajęła się babcia.
Wraz z "Kulczyk Foundation" zebraliśmy 430 tysięcy złotych i te pieniądze gwarantują, że do końca 2018 roku telefon będzie działał do 2 w nocy - potwierdza Małgorzata Domagalik z fundacji "Ludzki gest".
W sytuacji, gdy telefoniczna linia zaufania dla dzieci nie może liczyć na wsparcie polskiego rządu, trzeba szukać pomocy gdziekolwiek się da.
Nie można jeszcze powiedzieć, że zebraliśmy środki, które pozwolą nam spokojnie działać w ciągu dnia do końca 2018 roku - ujawnia Lucyna Kicińska. Walczymy o wsparcie z Komisji Europejskiej, a także dofinansowanie z fundacji funkcjonujących przy firmach. Do tego dochodzą darczyńcy indywidualni oraz wpływy z jednego procenta podatku. Podkreślam, że nie zajmujemy się wydumanymi problemami.