Przez ostatnie miesiące Maja Ostaszewska, Magdalena Cielecka i Maciej Stuhr zrobili wiele, by stać się - świadomie czy też nie - twarzami opozycji, bezwzględnie zwalczającej "dobrą zmianę". Oczywiście każde z nich solennie zapewnia, że ich protesty nie są wymierzone w konkretną siłę polityczną, ale jakoś nikt im nie wierzy.
Ciekawe, czy sytuacja zmieni się teraz, po kolejnym wywiadzie, jakiego udzieliła Maja Ostaszewska Gazecie Wyborczej. Zaczęło się niewinnie - od promocji serialu Diagnoza, w którym aktorka wciela się w Annę Nowak, kobietę, która straciła pamięć. Dziennikarka zapytała więc, czy Ostaszewska "nie chciałaby zapomnieć o tym, co dzieje się w polityce" (!).
_**Przyznaję, że wszystko to bardzo mnie martwi. I niepokoi**_ - odpowiedziała aktorka. Jak to się skończy? Wydaje się, że ewidentnie zmierzamy w kierunku państwa niedemokratycznego, gdzie lekceważy się zapisy konstytucyjne. Natomiast odpowiadając na pani pytanie - nie chciałabym stracić pamięci, ponieważ uważam, że wszystko, co się teraz dzieje, jest dla nas pewnego rodzaju lekcją.
Nie chcę się mądrzyć, ale jako obywatelka mogę mieć pewne oczekiwania wobec polityków, bez względu na partię, jaką reprezentują. Zalecałabym im więc refleksję, próbę zdiagnozowania, dlaczego tak jest. Dlaczego tak wielu ludzi daje wiarę populizmowi. Co zostało przegapione, zignorowane. To jest bardzo ważne. Mam taką filozofię życiową, że z kryzysów wychodzimy mądrzejsi i silniejsi, to jest rodzaj nauki.
Dalej poszło już z górki: Ostaszewska co prawda kryguje się w rozmowie, że ani nie jest żadnym ekspertem i angażowała się społecznie już za poprzednich rządów, ale uważa, że obecnie wszystko reformowane jest w zły sposób. Służba zdrowia, szkolnictwo, kultura oraz sprawy socjalne - zamiast naprawy, ignoruje się prawdziwe potrzeby i nastroje. Wypaczeniem jest według Ostaszewskiej także program 500+, który jest tak naprawdę hipokryzją:
Jestem za państwem, które zapewnia opiekę socjalną. Martwi mnie jednak pewien rodzaj hipokryzji. Daje się 500 plus, ale zabiera się w innych miejscach - mówi aktorka. Odbiera się dotacje organizacjom, które wspierają ofiary przemocy. Samotne matki nie mogą liczyć na żadne wsparcie. Duży procent kobiet odchodzi z rynku pracy. Przydałyby się rozwiązania systemowe aktywizujące osoby bezrobotne. Pomoc najbiedniejszym, niepełnosprawnym. (...)
Ja nie jestem politykiem i to, co robię, nie ma zabarwienia politycznego. Jest mi znacznie bliżej do organizacji pozarządowych niż partii politycznych. Wolałabym nie musieć tak często zabierać głosu, ale skala naruszeń jest ogromna. Do poprzedniej władzy miałam również wiele zastrzeżeń. Jednak wtedy można było liczyć na niezawisłe Sądy, Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy. Wiadomo było, że sprawy związane z konstytucją czy demokracją są nie do ruszenia.
Aktorka uważa także, że dookoła brakuje zdrowego rozsądku: jeśli ktoś się z czymś nie zgadza, nie musi od razu tego krytykować czy zabraniać - wystarczy po prostu obojętność.
Zostałam wychowana w filozofii buddyjskiej. Przestrzeń duchowa jest dla mnie ważna, bardzo szanuję, że ktoś żyje według pewnych zasad - opowiada Ostaszewska. Zatem jeśli ktoś nie popiera in vitro, nie musi z niego korzystać. Ale niech nie zabrania innym, ponieważ dla kogoś o innym światopoglądzie może to być, używając religijnego języka - cud. Cud medycyny. Wszyscy dziś korzystamy z nauki i technologii. Państwo, które jest świeckie, nie może narzucać poglądów. Ma zapewnić obywatelom bezpieczeństwo, dostęp do edukacji i medycyny, i do niezawisłych sądów.
Zgadzacie się z nią?
**Ostaszewska zapewnia: "Nie mam potrzeby podlizać się całemu światu"
**