Joanna Racewicz ponad siedem lat temu straciła męża w katastrofie smoleńskiej. Paweł Janeczek, porucznik BOR-u pełnił wówczas funkcję szefa ochrony Prezydenta RP. Miał zaledwie 37 lat. Dziennikarka, chociaż, jak sama przyznawała w wywiadach, nie zawsze się między nimi układało, bardzo przeżyła śmierć męża. Ciągle jest on obecny w jej wspomnieniach oraz pamięci ich wspólnego syna, dziewięcioletniego obecnie Igora, który w chwili śmierci taty miał dwa lata. Chociaż mało prawdopodobne wydaje się, by w takim wieku zachował własne wspomnienia, Racewicz dba o to, by postać ojca była mu ciągle bliska.
W niedawne Święto Zmarłych, jak co roku, wybrała się z synem na grób Pawła Janeczka. Zamieściła potem w Internecie wzruszającą rozmowę z synem na temat taty, jak gdyby był on ciągle obecny w ich życiu.
Opowiem tacie o meczu, dobrze mamiś? Poczekasz? - zapytał dziewięcioletni Igor. Wiem, że tata tam był i widział, jak bronię, ale chcę się tak zwyczajnie pochwalić. Wytrzymasz w tym tłumie?
Dla ciebie wszystko synku - odpowiedziała Joanna.
Kiedy jednak czekała aż syn skończy rozmawiać ze zmarłym tatą, jej uszy dobiegały fragmenty nietaktownych, a często zwyczajnie podłych i obrzydliwych komentarzy z ust osób, obgadujących ją za plecami.
Tłum. Jak bezmyślna, wezbrana fala. Bez uczuć, emocji i empatii. Staje za plecami, gdy skuleni siedzimy na ławce. "O, to ten od ochrony, mąż tej, no Racewicz dziennikarki. Ty, Wiesiek, patrz, to chyba ona z synem, dawaj aparat" - jakbym była głucha, ślepa, nieistniejąca - relacjonuje w goryczą dziennikarka. "A pani to jest pewna, że on tu jest pochowany?" - pytają "prawdziwi Polacy". "Ileż można jechać na tym Smolensku" - utyskują ci "zmęczeni". Jedni i drudzy jakby z wykastrowaną wyobraźnią. Zamienimy się miejscami? (...) Postawcie lustro przed sobą. I spytajcie - jak u Gogola - z czego się śmiejecie…
_
_
**"Nieruchoma" Racewicz: "Naprawdę nie eksperymentuję sama na sobie"
**