Wprowadzona w tym roku przez rząd Prawa i Sprawiedliwości reforma edukacji, zgodnie z przewidywaniami wywołała chaos i mocno odbiła się na uczniach, którzy nie nadążają z nadrabianiem materiału. Okazuje się, że siódmoklasiści spędzają aktualnie na zajęciach ponad 30 godzin tygodniowo. Dla porównania, w latach 90. ubiegłego wieku było to o 10 godzin mniej. Rodzice skarżą się, że dzieci są przemęczone, ślęczą nad książkami do późnych godzin wieczornych i nie mają czasu na inne aktywności.
Przyczyną tego jest fakt, że program, który miały przerabiać w trzy lata, teraz muszą opanować w dwa. W dodatku stały się ofiarami "dziury programowej", gdyż w ramach nowej podstawy muszą np. wykonywać ćwiczenia na pojęciach, z którymi nigdy dotąd nie miały styczności. Sporo zarzutów rodzice mają też do obowiązku wkuwania olbrzymiej ilości danych na pamięć bez ich rozumienia.
Pośpiech w realizacji programu jest tak duży, że ma przeczytać na ten sam dzień "Dziady część II" i "Zemstę" - pisze Jacek Tomczuk z Newsweeka. Moja córka, która jako dobra uczennica poszła do 7 klasy, teraz siedzi nad książkami do 22.30. Płacze i uczy się na pamięć szczegółów, by mieć szansę na dobrą ocenę. (...) Ta cała reforma kwalifikuje się na pozew zbiorowy.
W swoim tekście dziennikarz odwołuje się też do wpisu Kai Malanowskiej, pisarki, felietonistki, finalistki Nagrody Literackiej Nike, autorki pracy doktorskiej z genetyki na Uniwersytecie w Illinois. Malanowska, która na co dzień uczy w jednej z warszawskich szkół postanowiła skomentować reformę edukacji po tym, jak otrzymała kolejny list od niezadowolonego rodzica.
Parę dni temu dostałam od rodzica jednego z moich uczniów list (...). Pomijam mało przyjemny ton listu. Przyzwyczaiłam się. Rodzice w stosunku do nauczycieli przyjmują zazwyczaj dwie postawy: roszczeniową bądź czołobitną. Nie sadzę, żeby dało się to zmienić. Nie jestem jednak w stanie odpowiadać za spierdo*ony program po "reformie" edukacji - ogłasza na Facebooku pisarka.
Malanowska przyznaje, że choć przewidywała, że reforma wywoła sporo problemów, nie spodziewała się, że ich skala będzie aż tak ogromna.
Szanowni rodzice, jest gorzej niż przewidywałam w czerwcu. Gorzej niż jawiło mi się to w najczarniejszych snach. Dzieci, które przyjęliśmy do 7 klasy przychodzą do nas z gigantyczną dziurą w wiedzy (...) Nie umieją się uczyć, ani samodzielnie notować - narzeka nauczycielka. Nie twierdzę, że program byłego gimnazjum był dobry. Wręcz przeciwnie. Zawsze uważałam, że jest przeładowany, z bezsensownym wymogiem uczenia na pamięć tysięcy szczegółów, (…) Ale dostawaliśmy nowych uczniów i zaczynaliśmy z nimi od początku. (…) Nie miałam poczucia, że zmuszam uczniów do wkuwania na pamięć wiedzy, która jest dla nich nie do zrozumienia.
Malanowska twierdzi, że choć stara się oszczędzać uczniów, nie jest w stanie "bezboleśnie" realizować "z gruntu złego" programu.
Staram się wycinać z obecnie obowiązującego programu ile mogę, ale to niewiele pomaga. Podstawa programowa jest z gruntu zła. Nie da się jej dostosować, obawiam się, że nie dokona tego najlepszy nawet belfer - uważa pisarka.
W odpowiedzi na list niezadowolonego rodzica Kaja poleciła mu wysłać skargę do Ministerstwa Edukacji Narodowej.
Na list od rodzica odpisałam, prosząc, żeby swoje skargi i pretensje kierował do Ministerstwa Edukacji Narodowej. Nie, nie było to agresywne odbicie piłeczki tylko całkiem poważna i grzeczna prośba. Wszystkich rodziców na FB proszę o to samo. Piszcie do MENu!!! Może jeżeli zostaną zasypani tysiącami listów od rozwścieczonych rodziców przemyślą nowy program i zaproponują nam coś lepszego niż napisany na kolanie dokument, który nadaje się tylko do kosza. W efekcie reformy edukacji najbardziej cierpią dzieci. Uwierzcie mi, jestem nauczycielką. Moi uczniowie są przerażeni i zagubieni, a do liceum pójdą niedouczeni - kończy wpis Malanowska.
W rozmowie z Gazetą.pl pisarka pokusiła się o stwierdzenie, że rząd niejako "poświęcił" siedmioklasistów dla reformy.
(...) Wszyscy się przyzwyczaimy. Nie próbuję twierdzić, ze to tragedia na lata, nie do odkręcenia. Natomiast niewątpliwie dwa przejściowe roczniki MEN lekkim ruchem wywalił do zsypu. Nawet nie przygotowuje się dla nich konkursów przedmiotowych, bo po co? To tylko paręset tysięcy dzieci - ironizuje smutno Malanowska.
Aby lepiej zobrazować, jak reforma wpłynęła na styl nauczania przypomnijmy choćby aktualną listę obowiązkowych lektur. Usunięto z niej większość dzieł, na których wychowały się poprzednie pokolenia, a zastąpiono "patriotycznymi" tytułami, w tym autorstwa "poetów" blisko zaprzyjaźnionych z PiS: Wiersze "poety smoleńskiego" zostały obowiązkową pozycją na liście lektur szkolnych! Usunięto za to Bułhakowa i Miłosza...