Zuzanna Bijoch wraz z siostrą Julią odpadły już z programu Azja Express, ale Zuza i tak ma pełne ręce roboty. Właśnie ukazała się jej debiutancka książka Modelka, w której Bijoch odkrywa kulisy światowej mody i ujawnia wstydliwe sekrety branży.
Jak zapewnia w rozmowie z magazynem Flesz, nie próbowała wykorzystać programu TVN-u do promocji swojej książki, tylko tak się przypadkiem złożyło.
Zaczęłam pisać tę książkę trzy lata temu, gotowa do druku była już rok temu. Wtedy jednak uznałam, że to nie jest właściwy moment na jej wydanie - tłumaczy w wywiadzie. To wyjątkowa książka, bardzo szczera. Za każdą opisaną w niej postacią kryje się jakieś znane w branży mody nazwisko. Opisanie tego świata to ryzykowny krok.
Bijoch swoją światową karierę rozpoczęła w wieku 14 lat od kontraktu z domem mody Yves Saint Laurent. Ciężko wymienić światowe marki, z którymi nie współpracowała. Chodziła w pokazach Fendi, Diora Givenchy, Prady, Louisa Vuittona, Alexandra McQueena, Dolce&Gabbana, Gaultiera, Lanvin, Chanel i dziesiątkach innych. Jak ujawnia w swojej książce oraz najnowszym wywiadzie, dziewczęta, które marzą o bajkowym świecie mody, powinny przygotować się na kilka przykrych niespodzianek. Przyznaje też, że w plotkach na temat patologii, panujących w tej branży, jest wiele prawdy. Ona sama jednak, podobnie jak jej koleżanka po fachu, Anja Rubik idzie w zaparte, że osobiście nigdy się z nimi nie zetknęła.
Do ważnych pokazów musiałam się przygotowywać przez dwa miesiące. Przechodziłam na dietę i jadłam głównie warzywa i ryby, piłam ziołowe herbaty i dużo wody - wspomina w rozmowie z Fleszem. Poza tym regularnie ćwiczyłam, minimum godzinę dziennie pod okiem trenera personalnego, bo na wybiegu widać każdy, nawet najmniejszy mankament sylwetki. Wagę modelki zawsze weryfikuje kreacja, w której ma wystąpić na wybiegu. Bohaterka mojej książki też wchodzi w każdy sezon szczuplejsza o parę kilogramów, bo wymiary 90-60-90 często okazują się zbyt obfite. Na światowych wybiegach nikt nie przerabia sukni pod modelkę. Łatwiej jest wymienić dziewczynę na inną, szczuplejszą, więc stres przed przymiarkami jest ogromny. Każda modelka wie, że to, czy wystąpi w danym pokazie, przekłada się na późniejsze kontrakty i zarobki rzędu kilkudziesięciu tysięcy dolarów. Dlatego, kiedy słyszysz, że masz tydzień, żeby "zdrowo" zgubić kilka kilogramów, by pójść w wymarzonym pokazie, zaczyna się szaleńczy pęd do oczekiwanej wagi.
Bijoch przyznaje, że opowieści o zagłodzonych modelkach, połykających waciki kosmetyczne nasączone herbatą albo, co gorsza, octem, żeby oszukać żołądek, nie są tak całkiem z palca wyssane. Nie zawsze bowiem daje się normalnym sposobem osiągnąć wymiary, które projektant wymyślił dla swojej kolekcji. Jego zaś nie interesuje, jakim kosztem modelki sprawią, że jego kreacje będą wyglądać dobrze na wybiegu. Jeśli jedna nie da rady, to za nią czeka kolejka chętnych, gotowych na każde poświęcenie. Wtedy okazuje się, że waciki wcale nie są największym problemem.
Ja się nigdy z tym nie spotkałam, ale wiadomo, że nie da się zdrowo schudnąć w tydzień, więc dziewczyny często się głodzą albo łykają tabletki przeczyszczające - ujawnia Zuzanna. Zdarza się, że sięgają po narkotyki i specyfiki, po których nie czuje się łaknienia. Ręczę jednak, że modelki, które znam i z którymi współpracuję, są zdrowe. Zasuwają po kilka godzin dziennie na siłowni, żeby móc jeść normalnie, mieć siłę i zachować idealną figurę.
Czyli o tych narkotykach to jednak nie tylko plotka... Bjoch ujawnia, że jeśli chodzi o molestowanie seksualne i kariery przez łóżko, to też niestety nie.
W tej branży czyha wiele pułapek. Często zdjęcia trwają do późnych godzin nocnych, ekipy się zmieniają. Ten biznes w dużej mierze opiera się na znajomościach i prywatnych kontaktach - wyjaśnia Zuzanna. Uczulam dziewczyny, że trzeba być bardzo rozważnym i czujnym oraz wiedzieć, jakich granic nie przekraczać, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał wykorzystać naiwność młodych, dopiero rozpoczynających karierę dziewczyn. Całe szczęście nigdy nie byłam w takiej sytuacji i nawet nie chcę jej sobie wyobrażać. Są fotografowie, którzy mają opinię playboyów, bookerzy, którzy na liście podbojów mają wyłącznie modelki. Jednak nie ma co demonizować, bo kobiety nie zawsze są ofiarami. Są wampy, które doskonale wiedzą, z kim trzeba się pokazać i gdzie zakręcić, żeby zaistnieć w branży. Agencje często same aranżują ustawiane spotkania ze znanymi postaciami popkultury. Uznają, że dobrze jest pokazać się w towarzystwie popularnego aktora czy piosenkarza, tak czysto w celach promocyjnych. Takie spreparowane na chwilę związki, wspólne zdjęcia paparazzich na czołówkach plotkarskich pism są w tej branży normą. Ale to nie jest moja bajka.
Oczywiście nie twierdzimy, że to "bajka" Zuzanny, ale zauważyliście, iż każda modelka, która już zdecyduje się opowiedzieć o patologiach toczących to środowisko zapewnia gorąco, że ona sama nigdy się z tym nie zetknęła...