Minęło już półtora roku odkąd Marina Łuczenko-Szczęsna zaprezentowała swój pierwszy po kilkuletniej przerwie singiel On My Way. Na cały album przyszło jednak czekać tak długo, że nawet najwytrwalsi zaczęli podejrzewać, że Marina zamiast na muzykę, postawiła na "karierę" żony zamożnego piłkarza, usłaną drogimi torebkami, markowymi ciuchami i luksusowymi podróżami.
W końcu jednak zebrała się w sobie i nagrała album pod tym samym tytułem co singiel sprzed półtora roku. Premiera płyty On My Way została zaplanowana na 17 listopada. Z tej okazji Marina zrobiła się jeszcze bardziej spięta niż zwykle.
W ogóle odkąd poślubiła Wojtka Szczęsnego, każdą uwagę na swój temat traktuje jak wielką obrazę majestatu. Widzimy to zwłaszcza my oraz Wy, czytelnicy Pudelka, bo Marina ma pretensje, że traktujemy ją jak "pustą osobę", której nie wolno nawet jeść kabanosów na jachcie... Marina, wolno. Nie wypada tylko od razu się obrażać: DOCZEKALIŚMY SIĘ: Marina wysłała nam pismo! Twierdzi, że ukazujemy ją jako "osobę PUSTĄ i POZBAWIONĄ TALENTU MUZYCZNEGO"...
W lekko obrażonym tonie Marina wypowiada się też w najnowszym wywiadzie dla Vivy, w którym miała zachęcić Polaków do kupowania jej nowego albumu. Tłumaczy się w nim z kilkuletniej przerwy w śpiewaniu spowodowanej koniecznością operacyjnego usunięcia polipa ze strun głosowych i długiej rehabilitacji.
Niestety, znów nie udało jej się wypaść sympatycznie.
Bardzo bałam się, jak będzie brzmiał mój głos po operacji i czy w ogóle będzie brzmiał, bo przecież lekarz nie dawał takiej gwarancji - wspomina w wywiadzie. Muzyka towarzyszyła mi od dziecka, śpiewanie to u mnie odruch tak naturalny jak chodzenie czy oddychanie. Myślałam, że skoro dostałam ten dar, czyli talent, który od dziecka szlifowałam, to umiejętności, jakie nabyłam, pozostaną we mnie na zawsze. Lekarz wysłał mnie do sali, w której czekała specjalistka odpowiedzialna za prawidłową pooperacyjną emisję głosu. Poprosiła, żebym podeszła do fortepianu i wydobyła z siebie dźwięk odpowiadający brzmieniu tego z instrumentu. Spróbowałam i to był dla mnie ogromny cios, gorszy chyba niż diagnoza. Czułam się jakbym nigdy nie śpiewała, nie mogłam trafić w żaden dźwięk. I wtedy zrozumiałam, jak czuje się człowiek, który chciałby śpiewać, a nie potrafi.
Zrozumiałam, jak piękna jest to umiejętność. To było silniejsze ode mnie. Rozpłakałam się. "Ja już nie potrafię śpiewać? To koniec!" - powtarzałam. "Już nigdy nie będę sobą". To było tak, jakby ktoś odebrał mi tożsamość. Wiem, że na świecie dzieją się gorsze rzeczy i naprawdę z szacunkiem odnoszę się do życia, jednak dla mnie w tamtym momencie mój świat rozpadł się na kawałki. W międzyczasie media karmiły się moimi zdjęciami, którymi dzielę się z moimi obserwatorami na Instagramie. Zaczęła się medialna nagonka - że widocznie zrezygnowałam z muzyki na poczet wygodnego życia u boku męża. Uwielbiamy zaglądać do cudzych portfeli, to taki zły zwyczaj. Wścibstwo nakręca hejt. Czy ja komuś coś ukradłam, zabrałam? Śmieszą mnie zarzuty, że można było lepiej zainwestować te pieniądze na jakieś fundacje czy inne cele dobroczynne. A skąd przekonanie, że tego nie robię?
Przy okazji Marina postanowiła zdementować pogłoski, jakoby mąż pomagał jej sfinansować nagranie albumu. Zapewnia, że wszystkie koszty pokryła z własnych pieniędzy. Uspokaja, że chociaż przez kilka lat nie śpiewała ze względu na kłopoty zdrowotne, to zarabia mnóstwo pieniędzy "w licznych kontraktach sponsorskich i reklamowych". Brzmi to niepokojąco podobnie do argumentacji z pisma, jakie nam przysłała, ale chyba nawet my boimy się podejrzewać, że Marina mogła skopiować wywiad z Vivy w piśmie "od prawnika"...
Kolejne absurdy, które mają na celu odebranie mi mojej niezależności - komentuje zirytowana. Jeśli ktoś śledził moją drogę, to ma świadomość, że ja na swoje nazwisko pracuję od dziecka. Mam na koncie wiele sukcesów, ale nigdy mi nikt nic nie załatwił, na wszystko zapracowałam sama. Tym razem było podobnie. Jestem dyrektorem artystycznym tego projektu, współkompozytorką wszystkich utworów i producentką wszystkich najmniejszych szczegółów, zaczynając od znalezienia producentów muzycznych, zorganizowania nagrań, po grafikę i dystrybucję, koordynowanie klipów itp. Słowem - wszystko. Wykorzystując na to pieniądze zarobione w licznych kontraktach sponsorskich i reklamowych.
Zarówno Marina jak i Wojtek przy każdej okazji zapewniają, że żyją skromnie i nie przywiązują się specjalnie do dóbr materialnych. Ciekawe jest to, że Wojtkowi jakoś się wierzy, a Marinie nie bardzo...
Pewnie byłoby nas stać na prywatny samolot, ale po co? Nie przewróciło nam się w głowie, he, he - zapewnia Łuczenko-Szczęsna. Serio, jak kokieteryjnie by to nie zabrzmiało, naprawdę nie jesteśmy tacy, jakimi tabloidy usiłują nas pokazać. Owszem, korzystamy z życia, ale mamy do tego pełne prawo.
Marina, tego przecież nikt Wam nie zabrania. Ale chyba coś jest na rzeczy, skoro nawet Karolina Korwin Piotrowska pisze, że jesteś "piosenkarką bez przeboju"... Na nią też napuścisz prawników?
**Nierozłączne Marina i Sara promują swoją przyjaźń na ulicy
**