W marcu tego roku najsłynniejszy polski żużlowiec Tomasz Gollob uległ poważnemu wypadkowi. Podczas treningu motocrossowego na torze w Chełmnie doznał urazu kręgosłupa i rdzenia kręgowego oraz innych, wielonarządowych obrażeń. Gollob skarżył się, że "nie czuje nóg" i nie pamięta całego zdarzenia. Prosto z toru przetransportowano go do szpitala wojskowego w Bydgoszczy, gdzie przez dwa dni był utrzymywany w śpiączce farmakologicznej.
Od tamtej pory bez przerwy przebywał w szpitalu, jednak z końcem listopada ma zostać wypisany do domu. Na razie, niestety, o chodzeniu nie ma mowy.
Na razie nie będę chodził, a poruszać się będę za pomocą wózka. Nie będę się jednak ukrywał i będzie mnie można spotkać w różnych miejscach - zapowiada sportowiec w rozmowie z Faktem. Profesor Marek Harat powiedział mi, że mogę się jeszcze bardzo przydać społeczeństwu. Będę pracował nad sobą, żeby być maksymalnie zdrowym. Na pewno się nie poddam.
Konferencja prasowa, na której padła ta deklaracja, była pierwszym publicznym wystąpieniem Golloba od siedmiu miesięcy. Rokowania w sprawie odzyskania pełnej sprawności są na razie ostrożne. Plan rehabilitacyjny został rozpisany na kilkanaście miesięcy. Na razie Gollob jest w stanie pokonać o własnych siłach 40 metrów szpitalnego korytarza, przy pomocy egzoszkieletu.
W ostatnich miesiącach przeżyłem bóle, jakich nigdy wcześniej nie doświadczyłem - wyznał sportowiec. To jest nie do opisania. Jazda z pękniętą kością była niczym przy tym, co teraz przeżywam. Potrzebowałem czasu, by zrozumieć, co się stało. Moja kariera w jednej chwili stanęła w miejscu i wszystko się zmieniło. Nie było łatwo się z tym pogodzić. Szkoda, bo miałem nadzieję na jeszcze jeden medal w motocrossie i występ w Rajdzie Dakar.