Po objęciu władzy w Polsce przez Prawo i Sprawiedliwość, Mateusz Kijowski wykorzystał społeczne niezadowolenie z "dobrej zmiany" do zdobycia popularności i osiągnięcia korzyści finansowych. Założony przez niego Komitet Obrony Demokracji z początku przyciągał tysiące obywateli, którym nie podobały się decyzje nowego rządu. Niestety, w błyskawicznym tempie Kijowskiemu udało się także stracić zwolenników, gdy wyszły na jaw jego długi alimentacyjne. Chodziło o 95,5 tysiąca złotych na rzecz trójki dzieci z pierwszego małżeństwa oraz 65,5 tysiąca złotych na rzecz funduszu alimentacyjnego.
Na początku tego roku okazało się, że Kijowski nie tylko uchyla się od obowiązku płacenia na dzieci, ale też wykorzystuje działalność KOD-u do wzbogacenia się. Choć przed komornikiem działacz twierdził, że nie posiada żadnego majątku i dochodów, które można by zająć na poczet spłaty długów, w rzeczywistości miał przelewać sobie na konto ogromne sumy za rzekome usługi informatyczne na rzecz ruchu. W grę miała wchodzić suma nawet 100 tysięcy złotych. Rozczarowani jego pazernością współpracownicy ujawnili też, że od początku działalności KOD-u podbierał pieniądze z puszek z datkami, dzięki czemu stać go było na nowego Iphona.
Po wybuchu afery Kijowski przeszedł do kontrataku i stwierdził, że zarzuty pod jego adresem to element politycznej nagonki. Narzekał, że czuje się prześladowany przez władze, ludzie na niego krzywo patrzą i został bez pieniędzy, a także straszył, że wyemigruje z Polski. W wyniku kompromitacji Kijowskiego, KOD został zepchnięty na margines ruchów opozycyjnych jednak istnieje jeszcze garstka ludzi, która wierzy w dawnego przywódcę. Groźba emigracji podziałała na nich mobilizująco i postanowili za pomocą mediów społecznościowych zorganizować zbiórkę pod hasłem: "Stypendium Wolności - Mateusz, zostań w Polsce!".
Przekonują oni, że obecna fatalna sytuacja życiowa byłego lidera KOD-u to cena za walkę z PiS, a obowiązkiem obywateli jest pomóc Mateuszowi odbić się od dna.
Zapłacił za to spokojem swoim i swojej rodziny oraz dramatycznym obniżeniem standardów życia. Z dnia na dzień stracił najważniejsze źródła utrzymania (...) Mateusz nie może znaleźć w Polsce zatrudnienia. Nie jest w stanie wywiązywać się ze swoich zobowiązań finansowych, a przecież wcześniej żył jak każdy z nas. Dlatego dzisiaj, kiedy rozważa decyzje wyjazdu z Polski, by móc podjąć prace, postanowiliśmy podjąć próbę ufundowania Mateuszowi "Stypendium Wolności". To pozwoliłoby mu zostać z nami i nadal nas wspierać w obronie podstawowych wartości demokratycznych w Polsce, w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego. Chcemy zbierać fundusze do czasu znalezienia przez Mateusza źródła utrzymania. Nie możemy tracić człowieka - lidera, który pociągnął za sobą tłumy - piszą organizatorzy zbiórki.
Celem akcji jest zebranie 25 tysięcy złotych i, co ciekawe, udało się zgromadzić już ponad połowę. Duży udział ma w tym wyjątkowo zaangażowana w sprawę siostra... Krystyny Pawłowicz - Elżbieta, która jest organizatorką zrzutki. Sama posłanka PiS w rozmowie z Faktem nie chciała skomentować sprawy i ponoć od razu rzuciła słuchawką.
Zbiórka na rzecz Kijowskiego to zaledwie początek szeroko zakrojonej akcji "wsparcia" na rzecz "aktywnych opozycjonistów", którzy znaleźli się w podobnej sytuacji jak były lider KOD-u.
Myślimy o powołaniu fundacji, która dałaby osobowość prawną do organizowania różnych form aktywności obywatelskiej i pozwoliła na profesjonalne metody pozyskiwania funduszy na taką działalność - piszą inicjatorzy zbiórki w oficjalnym komunikacie.
Sam Mateusz Kijowski skomentował wspaniałomyślny akt dobroci jego sympatyków i opublikował "wzruszający" wpis na Facebooku:
Wasze zaangażowanie to dla mnie zobowiązanie. I nadzieja, że wspólnie możemy osiągnąć wszystko, co postanowimy - napisał. Nie od razu. Nie jutro ani w tym miesiącu. Bo przed nami dużo pracy i długa droga. Ale kiedy będziemy działać razem, to nic nas nie powstrzyma.
**Skandaliczny wpis Krystyny Pawłowicz
**
