Błyskotliwa kariera polityczna Mateusza Kijowskiego rozpoczęła się tuż po wygranych przez Prawo i Sprawiedliwość wyborach parlamentarnych. W odpowiedzi na sparaliżowanie przez nowy rząd Trybunału Konstytucyjnego, bezrobotny informatyk z kucykiem założył Komitet Obrony Demokracji. Zaledwie kilka tygodni później udało mu się wyprowadzić na ulice Warszawy tysiące niezadowolonych obywateli.
Kijowski wykorzystał okazję i wysłał w tłum wolontariuszy z puszkami, do których można było wrzucać dobrowolne datki na dalszą działalność Komitetu. Okazało się, że Kijowski podbierał pieniądze z puszek, bo akurat zbierał na nowego Iphone'a. Z czasem nabrał bezczelności i zaczął kraść na większą skalę.
Na początku tego roku rozczarowani jego pazernością działacze KOD-u ujawnili faktury, jakie Mateusz Kijowski wystawiał sobie rzekomo za obsługę informatyczną działalności ruchu. W ten sposób na konto Kijowskiego i jego żony Magdaleny w ciągu kilku miesięcy przelano ponad 91 tysięcy złotych. Lider KOD-u robił to tak sprytnie, by komornik nie dowiedział się o tych pieniądzach i nie zajął ich na poczet zaległych alimentów na jego dzieci.
Kiedy oszustwo się wydało, Kijowski z rozbrajającą szczerością wyjaśnił, że musiał kraść, bo głosowanie w sprawie ustanowienia dla niego stałej pensji nie przebiegło po jego myśli. On sam uważa, że powinien zarabiać co najmniej tyle, co poseł: Kijowski: "POWINIENEM ZARABIAĆ TYLE CO POSEŁ. Myślę, że to rozsądny poziom"
To był koniec jego kariery. Ostatnio Kijowski, który w międzyczasie zapadł na manię prześladowczą i wszędzie widzi spiski i prowokacje, wyznał w rozmowie z portalem Na Temat, że nie może znaleźć pracy i klepie biedę do tego stopnia, że znajomi muszą kupować mu jedzenie. Zapowiedział także, że wyemigruje z Polski, niestety na obietnicach się skończyło. Skompromitowany działacz nadal przebywa w Polsce i bez cienia wstydu przyjmuje pieniądze od obcych ludzi, zamiast wziąć się do porządnej roboty.
Ostatnio 30 tysięcy dla Kijowskiego zebrała Elżbieta Pawłowicz, siostra posłanki Krystyny. Na tę kwotę zrzucili się także jego przeciwnicy, którzy wpłacali symboliczną złotówkę, byle tyko odblokować możliwość komentowania i wyznać Kijowskiemu, że uważają go za śmiecia: Przeciwnicy Kijowskiego wpłacają na jego utrzymanie i piszą, co o nim myślą: "PODŁY ŻEBRAK bez cienia honoru!"
W międzyczasie do Kijowskiego zaczęły napływać oferty pracy. Dziennikarze Wirtualnej Polski znaleźli mu kilka stanowisk do wyboru z wynagrodzeniem wahającym się między 14 a 16 złotych za godzinę. Były lider KID-u nawet się tym nie zainteresował. Podobnie jak ofertą, którą złożył mu łódzki restaurator, pan Jarosław.
Nie interesują mnie poglądy pana Kijowskiego. Oferta jest poważna, miałby środki na utrzymanie, no i mógłby spłacać alimenty - ujawnia w rozmowie z tygodnikiem Do Rzeczy. Zaproponowałem spotkanie w celu ustalenia warunków pracy, stanowiska. Po rozmowie można by sprecyzować, czy pan Kijowski mógłby pracować na sali, w kuchni czy na innym stanowisku. Chciałbym mu pomóc. Tak po prostu, z serca. Ja wiem, jak to jest znaleźć się w bardzo trudnej sytuacji, na rozdrożu, kiedy nagle wszyscy się od ciebie odsuwają. To nie jest z mojej strony ani żart, ani prowokacja. Okazało się, że w Łodzi trudno jest znaleźć ludzi do pracy w gastronomii, a czytałem, że pan Kijowski ma w niej doświadczenie.
Kijowski nie raczył odpowiedzieć, chociaż pan Jarosław zrobił więcej niż przeciętny pracodawca i ponowił swoją ofertę, niestety znów bez skutku.
Dwukrotnie wysłałem taką propozycję, nie dostałem żadnej odpowiedzi - ujawnia restaurator.
Myślicie, że Mateusz pójdzie pracować na kuchni?
**Mateusz Kijowski z zarzutami
**