Korzystanie przez Kingę Rusin z mediów społecznościowych notorycznie kończy się dla niej kolejnymi kompromitacjami. Choć prezenterka Dzień Dobry TVN usilnie stara się kreować na "rasową dziennikarkę", w rzeczywistości pogrąża się kolejnymi wpisami, udowadniając swoją niekompetencję i niedouczenie. Chęć zabłyśnięcia najczęściej jednak wygrywa u niej z instynktem samozachowawczym. Niedawno głośno było o wpadce, jaką Rusin zaliczyła w trakcie dyskusji o przyjmowaniu uchodźców.
Pod jednym z postów, w którym usiłowała przekonać fanów, że gdy Ukraińcy wyjadą na Zachód i opuszczą polskie place budowy, w kraju nastąpi krach, zamieściła komentarz, w którym gratulowała sobie świetnego wpisu. Potem nieudolnie tłumaczyła się, że wkleiła jedynie list od czytelniczki, przy okazji nazywając swoich fanów kretynami.
Przypomnijmy: Kinga Rusin do internautów po awanturze o wpis: "KRETYNI, hejterzy, idźcie przeprosić za to do kościoła!"
Z kolei kilka tygodni temu w trakcie podróży do Chin twierdziła, że widzi tajfun, którego tam w rzeczywistości nie było. "Za oknem tajfun ósmego stopnia" - pisała, próbując zbudować atmosferę grozy. Niestety, nie udało się, bo "nieścisłość" szybko wyłapał Jarosław Kret, który zwrócił jej uwagę, że to zaledwie tajfun "pierwszego stopnia", który w dodatku... już dawno przeszedł dalej.
To nie pierwszy raz, kiedy inni dziennikarze zawstydzają Kingę na jej własnym profilu. W niedzielę Rusin pochwaliła się, że przeprowadziła wywiad z Łukaszem Kubotem. Twierdziła, że dostąpiła niezwykłego zaszczytu, bo sportowiec zgodził się porozmawiać tylko z nią, choć zwykle "nie udziela wywiadów".
Wyobraźcie sobie, że zawodnik nr 1 na liście deblistów ATP w zasadzie nigdy wcześniej nie udzielił wywiadu! - pisała podekscytowana. Dziennikarka pochwaliła się też, że Kubot jest osobą ceniącą prywatność do tego stopnia, że nie sposób znaleźć o nim żadnych informacji, nawet w Internecie.
Kiedy szukałam o nim informacji w sieci nie mogłam się nawet dowiedzieć jaki jest jego stan cywilny. Po prostu enigma. Tym bardziej się cieszę, że Łukasz mi zaufał i naprawdę szczerze opowiedział o sobie, o swoich upadkach i wzlotach, o marzeniach i obawach - chwaliła się Rusin.
Po raz kolejny jednak okazało się, że wersja, którą próbuje "sprzedać" widzom Kinga, nijak się ma do rzeczywistości. Nietrudno zauważyć, że wpis miał na celu pokazać, jak wysoko cenione są umiejętności dziennikarskie i dar przekonywania Rusin. Niestety, tym razem również nie wyszło, bo na ziemię sprowadziła ją koleżanka z tej samej redakcji, Ula Chincz. Dziennikarka zwróciła uwagę, że Kubot nie tylko opowiadał już szczegółowo o życiu osobistym, ale w dodatku... miało to miejsce w Dzień Dobry TVN.
Było! W naszym programie, w wywiadzie, którego udzielił kilka dni po zdobyciu tytułu na Wimbledonie. Opowiedział o narzeczonej, rodzinie, niezwykłej roli swojej mamy i nawet pokazał puchar - napisała Chincz.
Rusin nie skomentowała jej wpisu, ale można się domyślać, że musiał ją mocno wyprowadzić z równowagi. Nie dość, że Chincz zepsuła jej autopromocję, to w dodatku bezlitośnie obnażyła brak zdolności pozyskiwania informacji, co w zawodzie dziennikarza jest przecież umiejętnością absolutnie podstawową.
Coś nam się zdaje, że atmosfera w Dzień Dobry TVN może się od teraz lekko zagęścić...
