Od kilku dni prawicowe portale grzmią o rzekomym fałszerstwie, jakiego dopuścić się miał komitet Ratujmy Kobiety 2017. Informację taką podał Instytut Ordo Iuris, który złożył nawet w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury. Napisano w nim, że Barbara Nowacka w piśmie do marszałka Sejmu skłamała na temat ilości podpisów zebranych pod projektem liberalizującym ustawę aborcyjną. Według Instytutu, Komitet zebrał "jedynie" ponad 200 tysięcy podpisów, a nie 400 jak podawano w oficjalnych wynikach.
Pierwszy o sprawie napisał portal gość.pl, który nazwał działania Komitetu "oczywistą manipulacją". Kluczowym w tej sprawie jest jednak fakt, że aby projekt trafił pod obrady Sejmu, potrzebne jest 100 tysięcy podpisów zatem wymóg i tak został spełniony.
Przedstawicielki Ratujmy Kobiety odniosły się do sprawy w oświadczeniu przesłanym do Wysokich Obcasów. Tłumaczą w nim, że zawyżona liczba jest wynikiem błędnie złożonych podpisów, a nie celowej manipulacji.
23 października 2017 roku Komitet 'Ratujmy Kobiety 2017' złożył w Sejmie około 400 tysięcy podpisów pod obywatelskim projektem Ustawy o prawach kobiet i świadomym rodzicielstwie. Na tę liczbę nie ma wpływu - jak wynika z pisma Kancelarii Sejmu - znikomy odsetek błędnie złożonych podpisów - czytamy w komunikacie. Ustawowy wymóg dla obywatelskich inicjatyw ustawodawczych, a taką właśnie jest nasz projekt, wynosi 100 tysięcy prawidłowo złożonych podpisów. Tak więc Komitet 'Ratujmy Kobiety 2017' spełnił ustawowe wymagania dotyczące zebrania odpowiedniej liczby podpisów, a co za tym idzie - projekt liberalizujący prawo antyaborcyjne, tak potrzebny w dzisiejszej Polsce, znajdzie się w porządku obrad Sejmu. I tylko od woli posłanek i posłów Prawa i Sprawiedliwości zależy, czy - zgodnie z obietnicami wyborczymi tej partii - trafi on do dalszych prac sejmowych, czy - zgodnie z dotychczasową praktyką - do kosza.
Dalej feministki podkreślają, że jak na warunki, w których przyszło im zbierać podpisy, i tak osiągnęły imponujący wynik. Zwracają uwagę, że niewielka ilość wolontariuszy zaangażowanych w zbiórkę była niejednokrotnie zastraszana, a nawet dochodziło do napaści i niszczenia kart z podpisami.
Komitet podkreśla też, że "konkurencyjna" inicjatywa, "Zatrzymaj Aborcję", pod którą podpisy zbierano "przez polityków partii rządzącej oraz, na wyraźne polecenie Episkopatu, w parafiach na terenie całego kraju", zgromadziła stosunkowo niewielką ilość zwolenników w odniesieniu do skali, na jaką była forsowana.
Mieliśmy do czynienia z karygodnymi praktykami (opisywanymi przez media) nagabywania parafian do podpisywania tych list w "ciemno", bez podania wyraźnego celu, w jakim ten podpis zostanie wykorzystany. (...) przy tak silnym poparciu i zorganizowanej wielomiesięcznej akcji wynik (800 tysięcy podpisów) osiągnięty przez zwolenników zaostrzenia prawa aborcyjnego należy uznać za porażająco niski. (...) katolików stale praktykujących jest w Polsce 10,6 miliona. 800 tysięcy podpisów zebranych przez komitet "Zatrzymaj Aborcję" to raptem 7,5 procent wiernych. Oznacza to, że projekt zaostrzenia prawa antyaborcyjnego nie znajduje poparcia nawet wśród swojej naturalnej grupy sprzymierzeńców, czyli osób wierzących i praktykujących - napisano w oświadczeniu.
Feministki przypominają też, że "Ordo Iuris słynie na całym świecie z manipulacji".
Przypomnijmy, że za tą akcją stoi instytucja, która dwa tygodnie temu za pośrednictwem Ministerstwa Sprawiedliwości wysłała do wszystkich prokuratorów w Polsce wezwanie do karania więzieniem nie tylko kobiet poddających się aborcji za granicą, ale też osób udzielających im informacji bądź pomagających im w jakikolwiek sposób. Nie bez przyczyny Ordo Iuris przez sam Kościół katolicki w wielu krajach jest uznawana za sektę. Ponadto, w Polsce Ordo Iuris nie chce ujawnić źródeł swojego finansowania - piszą kobiety.
Tymczasem przedstawiciele Instytutu twierdzą, że Komitet chciał celowo wprowadzić opinię publiczną w błąd, aby stworzyć wrażenie, że poparcie dla liberalizacji prawa antyaborcyjnego stale rośnie.
To oczywista manipulacja środowisk proaborcyjnych, mająca na celu wprowadzenie w błąd opinii publicznej. To już kolejna sytuacja, kiedy kwestii o olbrzymim znaczeniu społecznym, jaką jest ochrona życia ludzkiego, do opinii społecznej trafiają nieprawdziwe informacje. Zawiadomiliśmy prokuraturę, bo misją naszego Instytutu jest eliminowanie oczywiście nieprawdziwych informacji z przestrzeni publicznej - powiedział prezes Ordo Iuris, Jerzy Kwaśniewski.
**Smaszcz-Kurzajewska wspiera feministki: "Nie ma równouprawnienia"
**