Kiedy Małgorzata Rozenek cztery lata temu zaczęła spotykać się z Radosławem Majdanem, nikt raczej nie wróżył im wspólnej przyszłości. Randki z byłym mężem Dody sprawiały raczej wrażenie desperackiej próby odreagowania bolesnego rozstania z Piotrem Kraśko, który miał się rozwieść dla Małgorzaty, ale zamiast tego wolał wrócić do żony i namówić ją na trzecie dziecko. Obecnie żadna z zainteresowanych osób nie lubi sięgać pamięcią do tamtych czasów. Być może dlatego Małgorzata tak nerwowo zareagowała na wypowiedź Kuby Wojewódzkiego, który w wywiadzie dla Playboya nostalgicznie wspominał, jak "weszła do show biznesu jak do agencji towarzyskiej i rozpie**oliła, na szczęście chwilowo, małżeństwo Karolinie Ferenstein".
No ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Najważniejsze, że Małgorzata i Radosław odnaleźli miłość, którą przypieczętowali zawartym jesienią 2016 roku ślubem. Małgorzata lubi podkreślać, że Radosław zawsze był w głębi duszy ideałem mężczyzny, tylko zanim ją poznał, nie spotkał kobiety, która umiałaby odkryć jego liczne zalety. Do ulubionego tematu wraca w najnowszym wywiadzie dla Gali.
Ja go nie udomowiłam, on miał to w sobie - wyjaśnia Małgorzata. Podoba mi się jego balans między normalnością a szaleństwem. To, że daje mi poczucie bezpieczeństwa, ale nie pozwala się nudzić. Bardzo pomogło to, że nasi rodzice mają styl życia podobny do naszego. Pochodzimy z domów, w których pielęgnowało się takie same wartości. Uwielbiamy rodzinne spotkania, święta, kolędy, prezenty. W tym roku wszyscy spotkaliśmy się przy jednym stole i to był piękny czas. Radosław i ja wychowaliśmy się w podobnych domach. Ostatnio usłyszałam od niego, że nie spodziewał się, że uda mu się kiedyś poznać kobietę łączącą skrajnie różne cechy. Taką, która ma fajną pracę, spełnia się zawodowo, umie zadbać o ciepło domowego ogniska, a w weekend jest w stanie założyć lateksowe spodnie i iść na imprezę.
Cóż, Dodzie pewnie zrobi się przykro, bo lubi myśleć, że sama jest taką kobietą. Trudno jednak ukryć, że małżeństwo z nią okazało się dla Radosława bolesnym falstartem. Na szczęście z Małgorzatą układa się nieporównywalnie lepiej. Być może dlatego, że nie jest zbyt wymagającą żoną.
Często słyszę, że w naszej rodzinie to ja dyktuję warunki. Tymczasem moje potrzeby są ostatnie na liście domowych priorytetów - zapewnia skromnie. W naszej rodzinie panuje tradycyjny podział ról. Dla mnie to oczywiste, że wstaję rano, robię śniadanie dla wszystkich. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej. Ja muszę dbać o dom. Poza tym wyznaję zasadę "udomowionego" feminizmu. Ostatnio postawiłam sobie za cel, żebyśmy regularnie chodzili na spacery. W sobotę, kiedy oni oglądają mecz, staję na środku pokoju i mówię: "Panowie, idziemy się przejść". My jesteśmy razem najszczęśliwsi na świecie. Czuję się kochana, a to jest najważniejsze. Kiedy jest miłość, nagle wszystko zaczyna się układać. Po raz pierwszy znalazłam się na takim etapie swojego życia, kiedy z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że nie chciałabym niczego zmieniać. Ono jest idealne.
A co w takim razie z planami macierzyńskimi? Majdanowie od dawna zapewniają, że marzą o córeczce. Szczególnie Radosław, który chociaż skończył już 45 lat, nie dochował się jeszcze biologicznego potomstwa.
Nie ukrywam, że marzę o dziecku - przyznaje Małgorzata. Na pewno córka byłaby większym wyzwaniem wychowawczym niż syn. Chociaż mogę się mylić. Niczego nie zakładam, nie planuję, ale zobaczymy, co przyniesie ten rok. Mam dobre przeczucia**.**