Ukraińska emigracja od dawna budzi emocje. Tym większe, że według danych Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej w 2016 roku polski rynek pracy zasiliło 1,2 miliona naszych wschodnich sąsiadów. Zwolennicy rynkowych zmian twierdzą, że pomagają w ten sposób ludziom kulturowo nam bliskim, uciekającym przed nieudolnie rządzonym krajem. Brak perspektyw wzmacnia wciąż aktywna rosyjska agresja na Krymie i w Donbasie.
Przeciwnicy zauważają, że wymagania ukraińskich pracowników są o wiele mniejsze od polskich. Boją się więc niższych pensji i rywalizacji ze zdesperowanymi życiową sytuacją sąsiadami.
Ci ostatni łatwo padają ofiarą "Januszy Biznesu" - drobnych przedsiębiorców kierujących się głównie oszczędnością.
Pracująca legalnie w podpoznańskim Luboniu Alona Romanenko miała okropny i groźny wypadek. Magiel przemysłowy z którym pracowała, wciągnął jej rękę:
Kiedy wyciągałam kawałek materiału, maszyna poszła z moją ręką. Głośno krzyczałam. Powoli rękę wciągnęło - opisuje w rozmowie ze stacją Polsat News Ukrainka.
Właściciel pralni bezradnie rozkłada ręce:
Wszystko mieliśmy generalnie sprawne, nie wiemy jak to się stało. Nie wiemy jak ta kobieta się tam pojawiła.
Drastyczny wypadek pokazał mentalne nieprzygotowanie polskich pracodawców. Kiedy na miejsce przyjechała straż pożarna szef Alony musiał podjąć dramatyczną decyzję. 45 minut zastanawiał się, czy ważniejsze jest życie kobiety, czy zepsuta maszyna. Wspaniałomyślnie wybrał życie swojej pracownicy.
Właściciel, gdy zobaczył, że straż chce ciąć maszynę, zaczął do nich krzyczeć, że nie wolno - nie dowierza pani Alona.
Przedsiębiorca twierdzi, że ostrzegał przed gorącym olejem wewnątrz maszyny w trosce, żeby przygotowani do akcji strażacy... nie poparzyli się! 29-latka twierdzi, że pracowała za 13 złotych za godzinę bez żadnego przeszkolenia.
Lokalny biznesmen powiadomił policję dopiero po kilku godzinach od wypadku. Policyjni technicy nie mogli już zabezpieczyć śladów. Pomimo obowiązku, nie powiadomił też prokuratury.
Kilka godzin po wypadku praca w pralni miała, według relacji świadków, przebiegać normalnie.
Historia pani Alony rodzi pytanie nie tylko o to, czy zagraniczni pracownicy są gotowi na zderzenie z polskim rynkiem pracy. Pokazuje też, że polskie firmy bywają niegotowe na odpowiedzialne przyjęcie chętnych pracowników.