Odkąd media publiczne też dotknęło fatum "dobrej zmiany", w Telewizji Polskiej i Polskim Radiu doszło do prawdziwej rewolucji. Niestety, nie zawsze pozytywnej: najtrudniej jest właśnie chyba w radiowej Trójce, z którą pożegnała się większość wieloletnich pracowników. Niektórzy zostali podobno do tego zmuszeni, inni woleli odejść zanim otrzymaliby wilczy bilet.
W Trójce pracuje jeszcze Wojciech Mann, który od kilku miesięcy jest coraz odważniejszy w komentowaniu sytuacji w stacji. Pod koniec 2016 roku pojawiły się zresztą informacje, jakoby i on został wezwany "na dywanik", żeby odbyć "rozmowę dyscyplinującą".
Dziennikarz udzielił właśnie wywiadu Donacie Subbotko z Gazety Wyborczej, w którym opowiedział między innymi o pracy w Trójce. Mann stwierdził, że Trójki słucha się z coraz większą trudnością:
To trudna sytuacja - wciąż w tej Trójce występuję i byłoby nie w porządku, gdybym wygłosił krytykę. Ale mogę powiedzieć, jak reagują starzy słuchacze. Oni - zresztą ja też - są niezadowoleni ze zwiększonej ilości materiałów polityczno-propagandowych - powiedział. Trójka była jednak pomyślana kiedyś jako radio proponujące wyższej klasy rozrywkę, wyższej klasy słowo. Przez lata udało się to uchronić, ale nagle weszła propaganda "dobrej zmiany" i wystarczy popatrzeć na słuchalność.
Mann potwierdził także, że odbywał "rozmowy dyscyplinujące", ale nie odnosiły żadnego skutku. Zarządowi Trójki nie podobało się między innymi to, że w jego audycji gościnnie pojawia się Piotr Bukartyk, zwolniony z radia za zbyt otwartą krytykę władzy. Teraz Bukartyk śpiewa więc jako gość, a nie etatowy pracownik rozgłośni.
Parę rozmów musiałem odbyć, ale kończyły się niczym - wspomina Mann. Nikt mnie nie przekona, żebym nagle zaczął chwalić to, co mi się nie podoba, a ganić to, co mi się podoba, tym bardziej że jestem starym dziadem. (...) A rozmowy były takie nie wprost, bo ci, którzy by chcieli coś uzyskać, wiedzą, że nie bardzo mogą mnie do czegoś zmusić albo czegoś zakazać, tym bardziej że prezes Sobala wciąż mówi o wolności słowa - dodaje. Więc jeżeli ona jest, to nie można mi zamknąć ust. Raz usiłowano mi wmówić, że kalam własne gniazdo - ale nie bardzo to wyszło, bo ostrożnie wypowiadam się na temat mojej stacji. Próbowano mnie też namówić, żebym skorygował pewne wybory, ponieważ one obniżają wartość mojej audycji - nawiązał do Bukartyka.
Przykre, że tak się porobiło. I że cała masa ludzi to akceptuje. Oni zostali w pewnym sensie przekupieni przez tę władzę i nie zdają sobie z tego sprawy. Jak ktoś daje komuś łapówkę, to nie znaczy, że on tego kogoś kocha. Ta władza, która wygrała wybory, dała suwerenowi łapówkę, bo chciała sobie załatwić jego głosy. A suweren myśli, że to z miłości do niego. Dobrze by było przypomnieć rządzącym przebój Beatlesów "Can't Buy Me Love", pieniądze miłości nie kupią. Kupią może głosy ludzi, którzy za chwilę będą chcieli jeszcze więcej pieniędzy. (...) Może gdzieś jest jakiś młody człowiek, który się wkurzy i pogoni tych staruchów, którzy bez przerwy żrą się ze sobą.
_
_
_
_