1 stycznia w TVP zadebiutował zapowiadany od miesięcy serial historyczny Korona królów. Jackowi Kurskiemu marzyła się konkurencja dla tureckiego Wspaniałego stulecia, jednak z biegiem czasu na jaw zaczęły wychodzić szczegóły nielicujące z powagą powziętego tematu. Do opracowania scenariusza została zaangażowana Maria Ciunelis, która wraz z zespołem i sztabem konsultantów historycznych stworzyła scenariusz serialu Korona królowej opowiadającego o 400-letnim fragmencie polskiej historii z perspektywy kobiet. Takie ujęcie tematu, chociaż wywołało entuzjazm wśród historyków, nie spodobało się jednak szefom TVP. Kiedy w ogniu krytyki padło straszliwe słowo "gender", stało się jasne, że taki serial nie powstanie.
Jak wspominała Ciunelis w rozmowie z Newsweekiem, wtedy właśnie Jacek Kurski nasłał na nią Ilonę Łepkowską, która wpadła z krzykiem: "Gdzie jest król? Król jest najważniejszy" i na tym się skończyło: "Korona królów" miała wyglądać zupełnie inaczej? "Chcieliśmy opowiedzieć o 400 latach polskiej historii przez pryzmat kobiet"
Ilonka oczywiście zapamiętała to zupełnie inaczej.
Decydenci chyba nie zdawali sobie sprawy z tego, że scenariusze są, delikatnie mówiąc, nie najlepsze - wspomina w najnowszym wywiadzie. Ich autorki nie miały żadnego doświadczenia w kierowaniu zespołem scenarzystów, a telenowelę musi przecież tworzyć zespół. Pojawiły się też problemy w komunikacji między ekipą filmową a scenarzystkami. Dochodziło do tego, że te rejtanowskim gestem rzucały pracę. Musiałam ugasić ten pożar. Przyznam, że z żadnym poprzednim prezesem nie miałam tak dobrych, bliskich relacji. Poza tym Jacek Kurski jest pierwszym z licznych prezesów TVP, jakich znałam i dla których pracowałam, który wręczył mi kwiaty, i to nawet wtedy, gdy jeszcze nie wiedział, czy zdecyduję się pomóc. Pod tym względem jest to dla mnie zdecydowanie "dobra zmiana".
I tak właśnie Łepkowska z Kurskim postanowili zmienić serial w telenowelę, która w krótkim czasie doczekała się rekordowej liczby memów i prześmiewczych filmików, zaś na Facebooku utworzono wydarzenie "Cała Polska zbiera firanki i koce na kostiumy dla "Korony królów".
Łepkowska jest zdania, że serial mógłby być o wiele lepszy, gdyby w Polsce było więcej odpowiednich krajobrazów. Rzeczywiście, ich ilość, dzięki ministrowi Szyszce znacząco się zmniejszyła. Dlatego, jak uważa scenarzystka, Korona królów nie jest serialem tak wybitnym jak Wikingowie, którzy w pierwszych sezonach też nie dysponowali oszałamiającym budżetem.
Proszę zauważyć, że Norwegia czy Islandia mają olbrzymie dziewicze tereny, gdzie łatwo jest filmować taki serial - przekonuje we Fleszu. Lubię "Wikingów". Kiedy ich oglądam, jestem wściekła z zazdrości, bo tam wystarczy postawić kamerę i wypuścić aktorów. U nas udało się odbudować tylko jeden zamek. Jeżdżenie po Polsce i szukanie resztek dobrze zachowanego gotyku jest naprawdę drogą zabawą.
Z boku tematu Łepkowska postanowiła skorzystać z okazji i podokuczać Małgorzacie Kożuchowskiej, z którą od czasu pamiętnej śmierci Hanki Mostowiak w kartonach łączą ją skomplikowane emocjonalnie relacje.
Myślę, że dobrze się stało, że w "Koronie królów" twarze bardzo znanych aktorów nie przesłaniają postaci historycznych. Kiedy widzę jak w "Drugiej szansie" biedna, skazana na prace społeczne Małgorzata Kożuchowska pcha wózek z brudną pościelą, a jest przy tym elegancko uczesana i umalowana, a brudna pościel tak naprawdę jest czysta, tylko lekko pomięta, to chce mi się śmiać - wyznaje scenarzystka. To ten rodzaj lukrowania rzeczywistości, którego nie znoszę. Gdybym chciała napisać rolę dla Małgorzaty Kożuchowskiej, szukałabym takiej, w której byłaby brzydsza, starsza, gorzej ubrana i pokazywałaby skrajne stany emocjonalne. Uważam, że jest dobrą aktorką i byłaby w stanie to zagrać. Chciałabym zobaczyć ją w scenach, gdzie musiałaby zagrać przeciwko swojemu wizerunkowi, którego stała się więźniem i który sama utrwala. Ale wciąż liczę, że ktoś zaproponuje jej rolę, dzięki której będzie mogła wreszcie "wytarzać się w błocie".
Też chcielibyście zobaczyć Kożuchowską wytarzaną w błocie?