Grzegorz Damięcki był do niedawna mniej znany od młodszego o 14 lat stryjecznego brata Mateusza. Wybrał zresztą inną drogę zawodową.
Unikał wygłupów w programach typu Taniec z gwiazdami i opowiadania o prywatnym życiu w kolorowych magazynach. Za to cierpliwie szlifował warsztat aktorski w niszowych serialach, jak Wataha czy Belfer oraz w warszawskim teatrze Ateneum, gdzie stworzył wiele niezapomnianych kreacji, między innymi w duecie z Marcinem Dorocińskim w spektaklu na motywach Idioty Dostojewskiego.
Podobno gdy do Grzegorza zwrócili się producenci Podatku od miłości, sam długo nie mógł zrozumieć, dlaczego uznali go za idealnego kandydata do głównej roli w komedii romantycznej. Do tej pory tego rodzaju oferty zgarniali, jak nie Piotr Adamczyk, to Maciej Zakościelny. Damięcki jest starszy od nich obu. W listopadzie skończył 50 lat.
Jak zapewnia osoba z branży filmowej to dopiero początek pasma sukcesów Grzegorza.
Piotrek się przejadł. Był wszędzie i w końcu producenci stwierdzili, że czas na kogoś nowego - wyjaśnia w Fakcie. Skoro widzowie pokochali Grzegorza w "Belfrze" i "Watasze," to uznali, że muszą to wykorzystać. Dawno nie było takiego aktora, który nie jest opatrzony i do tego porywa tłumy. Jest zasypywany propozycjami głównych ról. Choć sława go peszy, cieszy się, że może się w końcu zaprezentować szerszej publiczności.