Zofia Ślotała, która mimo ukończonych 29 lat chce być nazywana "Zosią", pojawiła się w show biznesie sześć lat temu dzięki romansowi z Borysem Szycem. Chociaż nie udało jej się zostać żoną znanego aktora, wspólnych wyjść na ścianki wystarczyło na tyle, żeby nawiązać przydatne kontakty i na dłużej pozostać "w branży". Po rozstaniu z Borysem "usprawiedliwieniem" do samotnego bywania na ściankach było dla Zosi zamiłowanie do mody, z powodu którego aspirująca celebrytka próbowała zostać "stylistką". Co prawda nie miała w tej dziedzinie spektakularnych osiągnięć, ale gdzieś po drodze udało jej się poznać brata byłego narzeczonego Dody, Kamila Haidara i błyskawicznie zajść z nim w ciążę.
Ponieważ Kamil radzi sobie finansowo trochę lepiej niż jego bliźniak, Zosia wiedzie obecnie dostatnie życie i próbuje promować się jako "insta matka".
Przypomnijmy: Zosia Ślotała ubiera dzieci w... czapki z NATURALNYM FUTREM! "Może obejrzyj z synkiem jak obdziera się zwierzątka ze skóry?"
Pomimo wielu starań Ślotale nadal jednak nie udało się przebić do pierwszej ligi celebrytów. Ambitna "instagramerka" tak łatwo jednak nie odpuszcza. Ostatnio postanowiła o sobie przypomnieć korzystając z popularności Anny Lewandowskiej. Zosia przezornie już wcześniej ciepło wypowiadała się o żonie Roberta w wywiadach, a teraz postanowiła też wykupić miejsce na jej luksusowym obozie treningowym. Ślotała była jedną z osób, którym w ciągu 15 minut udało się załapać na bilety.
Dzięki temu pojechała do "japońskiej wioski", z której robi "relacje" na Instagramie. Oczywiście Ślotała pojechała tam przede wszystkim ćwiczyć, ale nic nie zaszkodzi poinformować o tym cały Internet. Na swoim profilu celebrytka zamieściła już zdjęcie z porannego biegania oraz pokazała jak pręży muskuły.
Poranne bieganie zaliczone!!! Jest to dla mnie najtrudniejszy trening podczas całego dnia dlatego możecie sobie wyobrazić moje szczęście za każdym razem jak dobiegam do mety - napisała.
Zosia pochwaliła się też, że to nie pierwszy raz, kiedy zapłaciła za możliwość wyjazdu z Lewandowską, bo na "Camp by Ann" była już trzy lata temu. Zamieściła także filmik z koleżankami z obozu i pokazała, że na deser dostała... buraczaną babeczkę.
Zazdrościcie?