Jagna Marczułajtis zapisała się w historii sportu jako czternastokrotna złota medalistka mistrzostw Polski w snowboardzie, podwójna mistrzyni świata juniorek, mistrzyni i wicemistrzyni Europy. Choć jej życie zawodowe było pasmem sukcesów, prywatnie układa jej się znacznie gorzej. Po rozwodzie z łyżwiarzem figurowym Sebastianem Kolasińskim, sportsmenka ponownie wyszła za mąż i z nowym partnerem, przedsiębiorcą Andrzejem Walczakiem, wychowywała córkę Jagodę z poprzedniego związku. Później urodziła córkę Igę i syna Andrzeja, który okazał się niepełnosprawny. Dziecko ma "wadę migracji kory mózgowej" i zatrzymało się w rozwoju na etapie piątego miesiąca. Jagna przyznawała w wywiadach, że przeszła z tego powodu ciężką depresję. Do tego sama zachorowała na Hashimoto.
Kiedy byłam sportowcem, miałam pasmo sukcesów. Teraz jestem w życiowym dołku - mówiła.
Ostatnio Marczułajtis udzieliła wywiadu dla Rzeczpospolitej, w którym przyznała, że jej sytuacja finansowa jest bardzo trudna. Niegdyś odnosząca sukcesy sportowe kobieta, dziś jest osobą bezrobotną, żyjącą z zasiłku. Sportsmenka prosi nawet znajomych o wsparcie finansowe, ponieważ koszty rehabilitacji syna przekraczają jej możliwości. Wywiad nie spodobał się internautom, którzy uważają, że Jagna przesadza i jest w znacznie lepszej sytuacji niż wiele polskich matek. Zwracali uwagę, że po pierwsze ma męża, który nie tylko jej pomaga, ale i całkiem nieźle zarabia na dom.
Marczułajtis postanowiła odnieść się do krytyki w Dzień Dobry TVN, gdzie zaznaczała, ze nie było jej intencją robienie wokół siebie szumu, a jedynie opisanie, jak z jej perspektywy wygląda życie z niepełnosprawnym dzieckiem.
Ten wywiad miał być o czym innym. Wywiad miał być o tym, jak wygląda życie sportowca, po zakończeniu kariery sportowej - jak to się toczy i jak to się układa. Poruszyliśmy wszystkie wątki z mojego życia, ale ten bieżący, czyli wychowywanie niepełnosprawnego syna przykuł uwagę nie tyle mediów, co odbiorców artykułu - mówiła.
Sportsmenka twierdzi, że reakcja internautów ją zaskoczyła.
Ja się tego nie spodziewałam. Nie planowałam tego, aby taki coming out zrobić. Na pewno są ludzie, którzy mają gorzej - tłumaczyła się. Ja nie jestem jeszcze w takiej dramatycznej sytuacji, ale przede wszystkim, ja nie chciałam się żalić nikomu, ani pokazywać, że nie mam na chleb, bo ja mam na chleb i mam na wychowanie córek, i na codzienne życie, ale nie chce im zabierać normalnego życia, które miały dotychczas. One pomagają mi przy wychowywaniu, rehabilitacji syna, ale zasługują też na to, żeby żyć normalnie.
Jagna nadal apeluje o wpłacanie 1 % podatku na pomoc jej choremu synowi.
Zbieram 1% dla syna, żeby zapewnić mu jak najlepszą rehabilitację, po to, żeby mu kupić sprzęt rehabilitacyjny - powiedziała.
Sportsmenka przyznała też, że opowiadanie o prywatnych problemach przyniosło jej ulgę i nie żałuje, że to zrobiła, bo otrzymała wiele wsparcia.
Dla mnie to było trudne, by mówić o tym publicznie. Nie miałam tej odwagi. Poczułam jednak wielką ulgę, jak opowiedziałam tę historię, co mi leży na sercu. Bardzo się ucieszyłam tą wielką falą pozytywnego, ogromnego wsparcia. Dostałam na Facebooku mnóstwo sympatycznych wiadomości od rodziców, którzy mają niepełnosprawne dzieci. Pisali mi, że w końcu ktoś powiedział, jak wygląda dzień, godzina, doba życia z takim dzieckiem, bo to jest naprawdę ciężka harówka - podsumowała.
Myślicie, że takie uzewnętrznianie się w mediach wyjdzie jej na dobre?