Patryk Vega nie należy do reżyserów, którzy łatwo znoszą krytykę. Chociaż nakręcił kilka gniotów, choćby Last Minute czy Ciacho, ma wystarczająco wysoką samoocenę, by uważać się za najlepszego polskiego reżysera.
Na dodatek ostatnio popadł w niepokojący mesjanizm i przy każdej okazji opowiada, że "rozszerza światło w świecie ogarniętym ciemnością!".
Niestety, krytycy filmowi nie podzielają zachwytu Vegi nad samym sobą. Nie brakuje opinii, że jego twórczość jest w branży filmowej tym, czym disco-polo w muzyce. Widzowie, którzy przyczynili się do komercyjnego Botoksu także niekoniecznie się nim zachwycili.
Jednak, jak przekonuje Vega w Super Expressie, ich opinie nie mają znaczenia. Liczy się to, że wydali pieniądze.
Od 20 lat jestem związany z branżą filmową i obserwuję, że kasowe filmy są krytykowane i uznawane za coś gorszego - wyjaśnia w wywiadzie. Polski film powinien być raczej dramatem psychologicznym, na którym ludzie rwą włosy z głowy. To jest jakieś nieporozumienie.W USA czy Wielkiej Brytanii doceniane jest to, że ma się sukces komercyjny. W Polsce Botoks odbierano politycznie, a ja naprawdę byłem raz w życiu na wyborach, kiedy miałem 18 lat, głosowałem na Wałęsę. Nie żyję polityką, nie mam telewizora, nie jestem po którejś ze stron.
Od kilku lat, a konkretnie od Służb specjalnych, gdzie główną bohaterką była Białko, Vega skupia się na pokazaniu fabuły z kobiecej perspektywy. W wywiadzie dla Super Expressu zapewnia, że to nie dlatego, że zapoznał się ze statystykami, z których wyraźnie wynika, że to kobiety w większości decydują, na co pójdą z partnerem do kina.
Nie dlatego to nakręciłem - broni się w tabloidzie. Uważam, że kobiety są w Polsce dyskryminowane w wielu zawodach. To jest słabe i powinno się zmienić. Kręci mnie pokazywanie kobiet w męskich, wcześniej niedostępnych światach. Kobiety są dużo bardziej skomplikowane emocjonalnie i ciekawiej buduje się takie postaci.
A Was kręci Vega i to, co kręci?