Kilka tygodni temu show biznesem wstrząsnęła informacja o wielkim powrocie Mandaryny, która po rozwodzie z Michałem Wiśniewskim i feralnym występie w Sopocie zniknęła z mediów. Przez ten czas Marta budowała swoje życie prywatne z dala od fleszy, raz na jakiś czas publikując zdjęcia na Instagramie u boku nowego partnera.
Przy okazji "wielkiego powrotu" nieco przebrzmiałej gwiazdy, Mandaryna coraz częściej pojawia się na ściankach a nawet pozwoliła sobie udzielić obszernego wywiadu serwisowi WP Kobieta, w którym opowiedziała o uczuciach, które targały nią po felernym występie w Sopocie 15 lat temu. Przy okazji wyznała, że żałuje, że "nie zachowała się jak Adele na jednym ze swoich koncertów" i nie zeszła ze sceny... przez "zły odsłuch".
Nie miałam wtedy możliwości, żeby przykręcić odsłuch, usłyszeć chórzystki czy ludzi grających na instrumentach, bo musiałabym po prostu zejść ze sceny - powiedziała. Teraz, jak chociażby Adele, powiedziałabym: „Przepraszam Państwa, nic nie słyszę, chciałabym przerwać, żebym mogła usłyszeć swoje chórki, swoich muzyków”, i zeszłabym ze sceny. Wtedy, tego nie zrobiłam, ale tak jak mówię, człowiek uczy się na błędach. Po latach.
Piosenkarka twierdzi, że długo jej zajęło, zanim uporała się z traumą, której doświadczyła po występie w Operze Leśnej.
Ten Sopot to przetasowana talia kart, sprawa dla mnie zamknięta - zdradziła Mandaryna. Każdy poszedł w inna stronę. Jestem już po drugiej stronie mostu. Pamiętaj, że to było piętnaście lat temu. To były dosyć bolesne dni, nie chcę do nich wracać. To nie wyglądało tak, że nakleiłam sobie plaster na serce, otrząsnęłam się, założyłam nową parę dżinsów i wyszłam na ulicę. Nie, nie. Ja to bardzo przeżyłam, a głównie fakt, że zastanawiałam się, jak to mogło tak bardzo wymknąć się spod kontroli.
Na koniec Marta przyznała, że ma wielkie wparcie w dzieciach, które są z niej bardzo dumne ale też wiele jej uczą.
Moje dzieci chodzą do szkoły, ale jednak noszą nasze nazwisko – Wiśniewscy – więc spotkali się z rożnymi reakcjami i sytuacjami. Natomiast bardzo mnie wspierają. Trzymają za mnie kciuki i chyba są nawet ze mnie trochę dumni. I też mnie uświadamiają, na zasadzie: "Mamo, teraz jest modny streetwear, może pójdziemy na zakupy?" (śmiech). Powiem to - jestem w dobrym momencie swojego życia - zakończyła.