Krzysztof Hołowczyc został w czwartek zatrzymany przez patrol drogówki na terenie gminy Nowa Ruda na Dolnym Śląsku. Pomiar prędkości wykazał, że kierowca jechał w teranie zabudowanym z prędkością 113 kilometrów na godzinę, co oznacza, że przekroczył dopuszczalną prędkość o 63 kilometry na godzinę. Szczęście w nieszczęściu, że przynajmniej nikogo nie potrącił.
Kodeks drogowy w takich przypadkach jak ten, gdy kierowca przekroczy dopuszczalną prędkość o więcej niż 50 km/h przewiduje natychmiastowe zatrzymanie prawa jazdy na trzy miesiące. Tak też postąpili policjanci, co wywołało wielkie niezadowolenie Hołowczyca.
Jak donosi RMF FM, próbował przekonać funkcjonariuszy do zmiany zdania, tłumacząc im, że spieszył się na… konferencję dotyczącą bezpieczeństwa na drogach.
To nie pierwszy raz, gdy rajdowiec został ukarany za przekroczenie dopuszczalnej prędkości. W 2013 roku zatrzymano go na krajowej siódemce, gdy swoim nissanem GT-R szarżował w okolicach Mławy z prędkością o 114 kilometrów wyższą niż dopuszczalne na tym odcinku 90 km/h. Wtedy też nie poczuwał się do winy i odmówił przyjęcia mandatu.
W podjęciu decyzji musiał pomóc mu sąd, który w 2015 roku ukarał rajdowca grzywną w wysokości 4 tys. zł oraz kosztami sądowymi w kwocie 2 tys. 199 zł i 15 gr. Pomiar prędkości, dokonany przez funkcjonariuszy weryfikował wtedy biegły i rzeczywiście uznał, że przekroczenie prędkości było mniejsze niż zarejestrowały policyjne urządzenia. Jak się okazało, wyniosło ono nie 114 kilometrów, tylko o 71.
Krzysztof najwyraźniej wziął to sobie do serca, bo tym razem także tłumaczy się błędami w pomiarze.
Jechaliśmy spokojnie, raczej nie szybciej niż 100 km/h - zapewnia na Facebooku W pewnym momencie dojeżdża do nas z tyłu nieoznakowany samochód policji w wideorejestratorem. Policjanci twierdzą, że według ich zapisu wideo jechaliśmy 113 km/h w terenie zabudowanym i w związku z tym zatrzymują mi prawo jazdy. Tłumaczymy im z Maćkiem, że jesteśmy przekonani, że nie jechaliśmy powyżej 100 km/h, że odczyt to jest ich prędkość a nie nasza, że taka metoda pomiaru nie jest precyzyjna, że są wyroki sądów w tej materii. Pokazujemy, że w radiowozie ciśnienie kół jest sporo za niskie i to też zawyża wskazywaną prędkość. To wszystko na nic. Oczywiście nie zgadzam się na przyjęcie mandatu, uważając, że pomiar był przeprowadzony nieprawidłowo. Nie zmienia to faktu, że zatrzymują moje prawo jazdy.* Nie chcę się usprawiedliwiać, używając jakichś tanich chwytów. Rzeczywiście *nie zauważyłem znaku obszar zabudowany, podobnie jak i Maciek, który jako doświadczony pilot jest na wszelkie znaki drogowe bardzo wyczulony. Być może zasłoniła nam go wyprzedzana chwilę wcześniej ciężarówka albo po prostu zagadaliśmy się. Tak, czy owak nie jechaliśmy nadzwyczaj szybko, raczej relaksowo. To kolejny przykład, jak ta nieprecyzyjna, obarczona wieloma wadami metoda policyjnego pomiaru prędkości, którą łatwo zafałszować choćby naciskając w trakcie pomiaru nawet na kilka sekund pedał gazu w radiowozie, może wywołać dotkliwe sankcje, szczególnie dla kogoś takiego jak ja, kto bez samochodu nie istnieje…
Czyli tym razem też pewnie sprawa znajdzie finał w sądzie...