Pomimo naszych subtelnych sugestii, Maja Bohosiewicz wciąż regularnie nagrywa swoje przemyślenia na Instagramie. Nie zniechęciła jej nawet burza jaka rozpętała się po jej ostatnich wyznaniach.
Zaczęło się od: Maja Bohosiewicz zachęca do oddawania ubranek biednym dzieciom. "Te MARKOWE NA SPRZEDAŻ, te ZWYKŁE DLA POTRZEBUJĄCYCH..."
A potem było: Maja Bohosiewicz broni oddawania biednym niemarkowych ubranek: "Ludzie nie potrzebują dresików Burberry"
Wygląda na to, że nasze niedawne teksty bardzo zabolały Maję. W ostatnich instagramowych publikacjach Bohosiewicz stara się usilnie udowodnić, że dobre uczynki nie są jej obce i tak naprawdę cały czas pomaga potrzebującym, tylko po prostu nigdy się tym nie chwaliła.
Wiele z was zaczęło do mnie pisać w sprawie tego, gdzie przekazałam swoje ubrania dla osób potrzebujących. Przyczynił się do tego ten Pudelek i bardzo się cieszę - zaczęła. Każdy kto chce i ma złą wolę potrafi przypisać złe intencje do dobrych czynów, ale trzeba być wybitnie uzdolnionym i mało empatycznym – oceniła nas surowo Maja, chyba nie do końca rozumiejąc, za co spadła na nią krytyka.
Zgłosiła się do mnie placówka z domu dziecka w Łodzi, która z wielką przyjemnością przyjmie wszystkie rzeczy: artykuły domowe, pościel, sprzęty kuchenne, ubrania, żywność, artykuły chemiczne.
Młodsza z sióstr Bohosiewicz podała adres placówki i zachęciła do pomocy, do czego również namawiamy
Następnie instagramowa celebrytka przeszła do meritum - zaczęła wyliczać wszystkie swoje "dobre uczynki", którymi do tej pory się nie chwaliła. Po tych publikacjach niesympatycznych stwierdziłam, że chyba czas najwyższy opowiadać o każdej dobrej rzeczy, którą się robi. Bo ja zazwyczaj milczę jak robię coś dobrego bo wydaje mi się, że nie wypada się tym chwalić, ale chyba jednak trzeba w takim razie.
Chciałam wam tylko powiedzieć, że jeśli kupujecie coś z kolekcji La Millou Unicorn, czyli mojej kolekcji, to pewien procent z jego sprzedaży trafia do rodzinnego domu dziecka w Darłowie. Jeśli szukacie usprawiedliwienia dla kupowania moich jednorożców La Millou to chce powiedzieć, że od dwóch lat co miesiąc wpływa ponad tysiąc złotych - chwaliła się Maja.
Jeżeli ktoś ma wątpliwość czy jestem chytrą babą z Radomia to wszystkie rzeczy, które sprzedałam na mojej wyprzedaży to całość kwoty została przeznaczona na cele charytatywne i o tym też nie trąbiłam! – wyliczała.
Na koniec Bohosiewicz opisała zdarzenie, które spotkało ją po tym, jak wysiadła z samochodu. Podeszła do niej staruszka, która poprosiła o 20 złotych na lek. Dobroduszna Maja oczywiście chciała dać starszej osobie tę kwotę. Niestety finalnie okazało się, że starsza pani chciała ją oszukać.
A propos pomagania ludziom. Właśnie przechodziłam przez ulicę i podeszła do mnie pani i pokazała mi lek, którego używa też mój tata. I mówi tak: czy nie ma pani mnie wspomóc dwudziestoma złotymi? To ja pójdę z panią do tej apteki i kupimy ten lek, tu jest apteka na placu Zbawiciela. Nie, to ona na plac Unii Lubelskiej. Mówię: blisko, niech pani wsiada, pojedziemy na plac Unii Lubelskiej i kupimy ten lek. A, nie to ona już nie chce - opisywała.
Zawsze lepiej pomóc dziesięciu osobom, które tej pomocy nie potrzebują niż pominąć jedną osobę, która tej pomocy naprawdę potrzebuje - zakończyła natchniona Bohosiewicz.
Maju, choć chyba nie zrozumiałaś za co tak naprawdę cię krytykowaliśmy, cieszymy się, że finalnie wynikło z tego coś dobrego.