Kiedy szef Sojuszu Lewicy Demokratycznej Leszek Miller * trzy lata temu wpadł na pomysł wystawienia *Magdaleny Ogórek jako kandydatki lewicy w wyborach prezydenckich, wszyscy, wliczając członków jego partii zastanawiali się, co mu strzeliło do głowy. Miller nawet nie konsultował z nikim swojej decyzji, po prostu zapowiedział działaczom, że mają się z nią pogodzić.
Początkowo nawet próbowali i wspólnym wysiłkiem udało im się zatrzeć złe wrażenie, jakie wywarła Magda, romansując z Bartkiem Węglarczykiem za plecami męża, Piotra Mochnaczewskiego. Mąż zresztą też okazał się sporym kłopotem, bo kiedy wyszło na jaw, że pełniąc funkcję kanclerza wyższej szkoły Viamoda Industrial, ukradł sztućce za pół miliona, zwolennicy SLD zaczęli z niepokojem zastanawiać się, co zdołałby wynieść z Pałacu Prezydenckiego gdyby został pierwszą damą.
Działaczom lewicy zrobiło się słabo, gdy Ogórek w przypominającej koszulę nocną sukni z kolekcji swojej przyjaciółki zalotnie obiecywała Władimirowi Putinowi, że do niego zadzwoni i postulowała napisanie całego prawa od nowa, ale najgorsze miało dopiero nadejść.
Po nieudanym starcie w wyborach prezydenckich, Magda uparła się dalej robić karierę w polityce. Ale oczywiście nie z przegranymi. Wobec dawnych kolegów z SLD, który wydali ciężkie miliony na wypromowanie jej, obecnie odczuwa wyłącznie pogardę. Przymila się za to do zwycięzców czyli Prawa i Sprawiedliwości. Szczególne uwielbienie deklaruje wobec Jarosława Kaczyńskiego, którego uważa za genialnego stratega i wybitnego męża stanu.
Na pewno jest wybitnym politycznym strategiem - zachwycała się nim w prawicowym tygodniku Do Rzeczy. Realizuje wizję Polski, wobec której opozycja jest kompletnie bezsilna. Potrafi w paru krótkich zdaniach sprowadzić opozycję do parteru i wykazać jej porażającą indolencję intelektualną. Mocno kibicuję rządowi.
Zmieniając poglądy, zmieniła także grono znajomych. Uznała, że Węglarczyk, którego poglądy sytuują raczej w liberalnym centrum, nie pasuje do jej nowego wizerunku. I to akurat kiedy Bartek ponoć wykosztował się na pierścionek od Tiffany’ego... Więcej: Węglarczyk i Ogórek zaręczyli się?!
Po pozbyciu się niewygodnego Węglarczyka, Magda zaczęła spotykać się z prawicowym dziennikarzem Łukaszem Warzechą. Wtedy stało się jasne, że Ogórek należy do ludzi, którzy wszystko, w tym życie prywatne, potrafią podporządkować karierze, a braki inteligencji nabrabiać bezczelnością.
Ostatnio Magda postanowiła, wzorem partii rządzącej, pozmieniać to i owo również w przeszłości. Doszła do wniosku, że czas wyczyścić sobie życiorys, zawierający kilka wstydliwych faktów takich jak podlizywanie się Aleksandrowi Kwaśniewskiemu i Józefowi Oleksemu oraz praca dla Grzegorza Napieralskiego i Ryszarda Kalisza.
Obecnie Ogórek idzie w zaparte, że… nic takiego nigdy się nie wydarzyło.
Ja z tym środowiskiem nie miałam relacji także przed kampanią prezydencką w 2015 roku - twierdzi w rozmowie z Rzeczpospolitą. To nie było środowisko, z którym ja w jakiś sposób byłam zaprzyjaźniona.
Przypomnijmy, że Magdalena Ogórek z SLD była związana od 2004 roku, gdy została zatrudniona w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, kierowanym wówczas przez Ryszarda Kalisza. W latach 2008–2010 pracowała dla Grzegorza Napieralskiego w klubie poselskim Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a 2010 rok działała w jego sztabie wyborczym. W wyborach parlamentarnych w 2010 listy SLD próbowała dostać się do Sejmu. Przestała lubić lewicę dopiero po 11 latach i przegranych wyborach.
Trudno się zatem dziwić, że po wywiadzie dla Rzeczpospolitej zarzucono jej kłamstwo w żywe oczy. Magda postanowiła się z tego wytłumaczyć po swojemu. Czyli głupiutko…Twierdzi, że jej wypowiedź nie dotyczyła starego SLD, lecz obecnego, a czytelnicy nie potrafią zrozumieć "prostego przekazu”.
Nie ma już Napieralskiego - wyrzucony. Kalisza - wyrzucony. J. Oleksy zmarł. Może wam to umknęło - napisała na Twitterze.
Cóż, Kwaśniewski i Miller nadal żyją. Może to Magdzie umknęło?