Fiolka Najdenowicz w latach 80. była popularną wokalistką i artystką współpracującą między innymi z Voo Voo, Closterkellerem a później z Wilkami. Mimo że na koncie ma Fryderyka i Platynową Płytę, od lat nie angażuje się artystycznie, mieszkając w Londynie i pracując... w restauracji.
Przypomnijmy: Fiolka Najdenowicz pracuje fizycznie w Londynie. "Mam 53 lata, w Polsce nie zaproszą mnie nawet na rozmowę kwalifikacyjną"
Teraz Fiolka udzieliła krótkiego wywiadu serwisowi WP Turystyka, w którym szczerze opowiada o powodach swojej decyzji: zarobki scenicznie nie wystarczyłyby jej na godne życie, więc zdecydowała się na wyjazd z Polski. Najpierw pracowała jako wolontariusz, potem, już po przeprowadzce do Wielkiej Brytanii, zdobyła etat kelnerki.
Jestem kelnerką w Wagamama, restauracji z kuchnią azjatycką - opowiada. Serwujemy japońską kuchnię fusion - rameny, pierożki gyoza i nasze sztandarowe danie, chicken katsu – kurczaka z ryżem, sosem curry i sałatką. Ta praca w zupełności mi wystarczy, nie pcham się na menedżerkę, bo chcę mieć spokój. Zarabiam tyle, że niczego mi nie brakuje, mam ubezpieczenie, sześć tygodni płatnego urlopu, mogę sobie pozwolić na wakacje. (...) Pozbyłam się strachu, który towarzyszył mi przez większość życia: że zostanę zwolniona.
Najdenowicz wyjechała z Polski pięć lat temu. Początkowo próbowała utrzymać się z pisania książek, ale gdy zaliczki się skończyły, została agentką ubezpieczeniową. Na scenę muzyczną raczej nie wróci, bo jej na to nie stać.
Na streamingu zarabiają tylko serwisy i wytwórnie. Artystom zostaje życie z koncertów, ale mnie nie chce się już ich grać. Na wyprodukowanie muzyki, która mnie interesuje, musiałabym mieć pół miliona złotych. Tyle kosztuje opłacenie kompozytora, muzyków, studia, producenta, realizatora dźwięku, dystrybucji, teledysków, promocji. To nierealne - mówi. W każdym razie jestem szczęśliwa, że moja kariera zdarzyła się przed czasami tabloidyzacji mediów. Dziś byłabym oceniana nie za muzykę, tylko za to, w co się ubrałam, z kim się pokazałam, czy się nawaliłam. Nie chcę brać w tym udziału.
Artystka nie tęskni za popularnością i podkreśla, że dobrze czuje się z byciem kelnerką. Właściwie jest szczęśliwa, że nie jest związana kredytem i innymi zobowiązaniami:
Mam się obrazić na los? Ludzie mają strasznie sztywne podejście do tego, kim są, ale to dziecinne - wyjaśnia. Wszystko się zmienia, nic nie jest nam dane raz na zawsze. Cieszę się, że w Polsce nie wzięłam kredytu, nie miałam żadnych kotwic, które nie pozwalałyby mi dokonywać swobodnych wyborów.