Dla polskich gwiazd zrobienie "zagranicznej kariery" jest szczytem marzeń. Dotyczy to także aktorów, którzy często po sukces jadą aż za wschodnią granicę. Od czasów ZSRR, polskie gwiazdy cieszą się tam uznaniem i mogą liczyć na większe niż w Polsce gaże. Rosyjska publiczność do dziś pamięta czasy świetności Barbary Brylskiej czy Anny German i równie chętnie wita u siebie polskie gwiazdy młodszego pokolenia. Karierę w Rosji zrobili już m.in. Mateusz Damięcki, Daniel Olbrychski i Paweł Deląg, który ma tam status prawdziwej gwiazdy.
Ostatnio Super Express twierdził nawet, że Deląg zarobił w Rosji aż dwa miliony złotych. Z kolei Joanna Moro, znana z roli Anny German i serialu Talianka miała wrócić do Polski bogatsza o milion złotych.
Dziennikarze Onet Film postanowili zapytać aktorkę, czy faktycznie można liczyć na tak ogromne stawki w rosyjskich produkcjach. Moro jednak zaprzecza.
Kiedyś stawki w Rosji faktycznie były wyższe niż w Polsce, ale obecnie są porównywalne. Kryzys finansowy w Rosji odbił się wyraźnie na branży filmowej. Dziś jest znacznie trudniej - narzeka aktorka. Biorę udział w ukraińskich i rosyjskich castingach - zazwyczaj wybierają rodzime aktorki, wychodzi ich to taniej.
Moro twierdzi, że w zasadzie nie ma już różnicy pomiędzy polskimi a rosyjskimi stawkami.
Te stawki dziś są porównywalne do polskich. Może niektórzy polscy aktorzy mają takie stawki, ale raczej to się nie zdarza, nawet w Rosji - zapewnia. Nie wiem dlaczego pisze się takie rzeczy. Ogromne stawki to są w reklamie, ale nie w filmie czy serialu.
Joanna, choć sama kojarzona jest głównie z rosyjskimi produkcjami, twierdzi, że w rzeczywistości wcale nie gra w Rosji aż tak często. Dodaje też, że sama nie pchała się na rosyjski rynek, a jedynie "została zauważona".
Wygrałam casting w Polsce. Akurat była to rosyjska produkcja, kręcona na Ukrainie. Ale nie jest tak, że byłam szczególnie popularna w Rosji. Druga produkcja wydarzyła się dzięki sukcesowi pierwszej - byłam akurat w Moskwie na wręczaniu nagród, zostałam zauważona przez producenta. Sam mnie szukał. Więcej, prawdę mówiąc, nie pojawiałam się już w Rosji. Zrobiłam jeszcze jeden film na Białorusi - wylicza.
Moro zauważa, że obecnie w Rosji jest spora konkurencja.
Rynek rosyjski się bardziej otworzył. Chętniej zatrudniają zagranicznego aktora do epizodycznej roli, kiedyś szukano na główne. Kiedyś była zamknięta, dziś rosyjscy filmowcy jeżdżą na festiwale, poznają ludzi - mówi.
Myślicie, że Joanna celowo narzeka na warunki w Rosji, żeby nie sprowadzić sobie na plecy dodatkowej konkurencji z Polski?
