Bardziej niż śluby i romanse obserwatorów show biznesu od zawsze intrygują spektakularne rozstania. To przy ich okazji bowiem można dowiedzieć się o zainteresowanych rzeczy, o których nie mieliśmy pojęcia. Choć akurat w przypadku ostatniego głośnego rozstania, można było się domyślać, że Jarosław Kret nie należy do dżentelmenów w dziedzinie kończenia związków.
Podczas gdy Jarek przybrał taktykę "dobrej miny do złej gry", Beata nie kryje zażenowania i bólu, jaki towarzyszy jej w całej tej sytuacji. W rozmowie z dziennikarzem WP wyznała, że - choć pojawiają się takie zarzuty - sytuacja z Kretem nie jest z jej strony "częścią PR-owej układanki":
Nie chcę komentować, ani z niczego się tłumaczyć. Czasem się człowiekowi po prostu ulewa. Ja niczego nie kalkuluję. Nie patrzę, czy coś mi się opłaca wizerunkowo - czy nie, bo jestem spontaniczna. Nie mizdrzę się, nie kombinuję, nie jestem też częścią żadnej PR-owej układanki, nikt nie steruje moim życiem i nikomu nie zamierzam tego steru przekazywać. Nie prowokuję żadnych sytuacji, one się po prostu dzieją. Jeśli coś wychodzi, to wychodzi reaktywnie, a nie aktywnie z mojej strony. Ja ostatnio przechodzę wielki test. Nie dziwię się, że media mnie obserwują, bo nigdy nie zamykałam im drogi do mojego życia, taka ich rola i ja to rozumiem. Ale wiadomo - łatwiej uśmiechać się z okładki i opowiadać o szczęściu, niż publicznie mierzyć z nieszczęściem. Więc obchodzę temat, jak tylko mogę, z dystansem, uśmiechem, bo to moja tarcza. Mówi się, że jesteśmy kowalami swojego losu, ale nie na wszystko mamy wpływ. (...) Wezwana do odpowiedzi - milczeć nie potrafię. Taka natura.