Mariola Bojarska-Ferenc jest książkowym przykładem nieumiejętności radzenia sobie z upływem czasu. Choć w tym przypadku nie chodzi o usilną walkę o zachowanie młodego wyglądu w salonie kosmetycznym, to efekt jest chyba jeszcze gorszy niż pozbawienie twarzy mimiki. Trenerka ewidentnie ma żal, że koronę pierwszej promotorki fitnessu w Polsce musiała kilka lat temu oddać w ręce Ewy Chodakowskiej. Bojarska-Ferenc jako samozwańcza prekursorka promowania zdrowego trybu życia uzurpuje sobie prawo wyboru swojej następczyni. Niestety, ludzie zdecydowali inaczej niż ona.
Ambitna trenerka uwielbia podkreślać bliską znajomość z Anią Lewandowską. Mariola uważa żonę Lewandowskiego za idealną kandydatkę, by zająć jej miejsce, które w praktyce już dawno nie należy do niej. Równie mocno Bojarska-Ferenc ceni sobie możliwość poniżania Chodakowskiej w publicznych wystąpieniach. Mariola niejednokrotniezarzucała Ewie kupienie dyplomu i uprawnień trenerskich na "greckim bazarze".
Tym razem w rozmowie z Faktem Bojarska-Ferenc postanowiła wyśmiać cykl Chodakowskiej w paśmie śniadaniowym Telewizji Polskiej, sugerując, że prowadzenie kącika sportowego byłoby poniżej jej kwalifikacji:
Ja z kącików już wyrosłam. Od lat prowadzę duże autorskie programy - mówi.
Nie wspomina jednak o tym, że kilka lat temu Chodakowska wygryzła ją z jej kącika właśnie w... Pytaniu na Śniadanie.
W typowy dla siebie sposób Bojarska-Ferenc postanowiła podkreślić, jak bardzo nie interesują jej postać Ewy i jej działalność:
Jestem profesjonalistką, więc z ciekawości oglądam każdy program. Ale nie jestem zainteresowana tą osobą, ani tym, co robi.
Rozumiecie, czym spowodowana jest taka niechęć Marioli do Ewy?