W 2015 roku polskim show biznesem wstrząsnęła tzw. "afera dubajska", podczas której wyszło na jaw, że instagramowe "modelki", które w sieci chwaliły się wystawnym życiem i podróżami, w rzeczywistości były dziewczynami do towarzystwa, pełniącymi też rolę prostytutek. W zamian za kilkadziesiąt tysięcy dolarów, drogie prezenty i stroje, dziewczyny zgadzały się na skrajnie upokarzające praktyki seksualne ze strony arabskich szejków. Wśród kobiet mających parać się tego typu "pracą" wymieniano nazwiska osób znanych z warszawskich"salonów".
Sprawa ujrzała światło dzienne dzięki stronie internetowej, na której opublikowano screeny rozmów, podczas których ‘’dobijano targu’’. Oczywiście same zainteresowane wszystkiemu zaprzeczały, zapowiadając pozwy.
Choć temat ostatecznie przycichł, teraz wraca za sprawą książki Piotra Krysiaka, która właśnie wchodzi na rynek. Autor przedstawia w niej szczegóły procederu wysyłania Polek do Dubaju, opierając się m.in. na sądowej dokumentacji. Krysiak przypomina aferę z 2013 roku, w którą zamieszana była córka znanego muzyka rockowego, która zajmowała się werbowaniem prostytutek. Joanna B. nie działała jednak sama - wraz z nią skazano Emilię P. i Karolinę Z. Wszystkie trzy sąd uznał wówczas winnymi wysyłania celebrytek za granicę "do pracy w charakterze luksusowych prostytutek". Córkę rockmana skazano na trzy lata pozbawienia wolności w zawieszeniu i nakazano oddanie 30 tysięcy złotych pochodzących z przestępstwa. Krysiak wyjaśnia, że sutenerki werbowały prostytutki głównie przez portale społecznościowe. Szukały przede wszystkim dziewczyn, które nie bały się publikować odważnych zdjęć.
Mechanizm pracy burdelmenedżerek był banalnie prosty. Korzystając z prywatnych znajomości czy portali społecznościowych, wyszukiwały dziewczyny, które - prezentując się jako modelki - publikowały swoje roznegliżowane zdjęcia. Odwiedzały też strony agencji modelek. Wysyłały wiadomości z ofertami pracy i czekały na odzew. Nie wspominały o prostytucji. Jeśli upatrzone dziewczyny się nie odzywały, atakowały ponownie, zdobywały numery telefonów i dzwoniły dopóty, dopóki nie dopięły swego lub nie usłyszały kategorycznego "nie". Polowały też na uczestniczki konkursów piękności, nawet na ich zwyciężczynie. Tam zresztą najłatwiej było złowić "towar" pierwszej klasy - pisze w swojej książce Krysiak.
Dziennikarz podkreśla, że większość z tych kobiet wiodła podwójne życie.
Miały chłopaków, partnerów, a niektóre nawet mężów i dzieci. Żaden z nich nie wiedział, co naprawdę robi jego wybranka. Większość twierdziła, że jeździ na sesje fotograficzne, targi motoryzacyjne czy budowlane. Nawet kilkutygodniowy pobyt w kurorcie pełnym milionerów potrafiły wytłumaczyć akcją promocyjną ekskluzywnych marek, podczas której miały jedynie prezentować ubrania czy rozdawać ulotki.
Krysiak wymienia też dokładne stawki, jakie dziewczyny dostawały za swoje "usługi".
Proponowano dziewczynom po 500 euro dziennie za wyjazd. Zwykle każda z dziewcząt zarabiała tyle samo, bez względu na to, czy uprawiała z kimś seks. Według innego cennika, proponowano dwieście dolarów za towarzystwo, a jak będzie seks, to dodatkowe dwieście. Na jednym z wyjazdów jedna z modelek zarobiła 200 tysięcy euro! - ujawnia Krysiak, dodając, że klientem był... arabski książę.
Co najważniejsze, Krysiak daje do zrozumienia, że zna tożsamość dziewczyn uwikłanych w sprawę i sugeruje, o kogo chodzi.
Jedna z nich wygrała nawet konkurs Miss Polonia, druga zdobyła kilka europejskich tytułów, inna była uczestniczką popularnego programu Top Model, kolejna zagrała epizod w filmie Sfora, a jeszcze inna, jak pisała prasa, została dziewczyną popularnego serialowego aktora - wylicza autor książki.
Domyślacie się, o kogo chodzi?