Dwa miesiące temu Polską wstrząsnęła szokująca wiadomość o rozstaniu Beaty Tadli i Jarosława Kreta. Zaledwie pięć lat wcześniej pogodynek oświadczył się prezenterce w Vivie. To była bezpieczna deklaracja, bo Beata, będąc jeszcze formalnie mężatką, nie mogła jej przyjąć. Kiedy się rozwiodła, Jarek wycofał się z wcześniej złożonej propozycji. Beata zrozumiała, żew naprawdę ważnych sprawach nigdy nie będzie mogła na niego liczyć.
Po rozstaniu z Beatą, pogodynek, który wcześniej w podobny sposób potraktował Agatę Młynarską oraz mamę swojego jedynego syna, Małgorzatę Kosturkiewicz, spotkał się z taką falą krytyki, że postanowił uciec z kraju. Adam Kraśko groził mu nawet widłami! Kret wyjechał do Indii koić skołatane nerwy medytacją w odosobnionym klasztorze.
Tymczasem Beata ma duże szanse na udział w finale wiosennej edycji Tańca z gwiazdami, a może nawet na zwycięstwo, o ile nie sprzątnie jej go sprzed nosa Popek Monster, Król Albanii.
Partner taneczny Beaty, Jan Kliment, sam od niedawna szczęśliwie żonaty, obiecał, że pomoże jej znaleźć odpowiedniego partnera. W poszukiwania włączył się także syn prezenterki, 17-letni Jan Kietliński, ogłaszając w tabloidzie, że musi być to "ktoś wartościowy".
Niezależnie od wysiłków bliskich, mężczyźni sami się do Tadli zgłaszają.
Adoratorzy cały czas się do mnie odzywają - potwierdza prezenterka w rozmowie z Faktem. Zdarzają się nawet takie sytuacje, że na ulicy podchodzą do mnie mężczyźni i zapraszają na randki - ujawnia Beata. Dopiero niedawno nauczyłam się przyjmować komplementy. Do tej pory zawsze mnie peszyły. Myślę, że teraz umiem podziękować za każde miłe słowo. I to robię.
Miejmy nadzieję, że teraz wybierze lepiej.