Jesienią 2016 roku Centralne Biuro Śledcze dokonało aresztowań wśród gangu warszawskich sutenerów, który prowadził luksusową agencję towarzyską, z której korzystało wielu znanych i bogatych klientów. Zatrzymana została między innymi kierująca biznesem Karolina P., używająca pseudonimu Czekolinda.
29-latka prowadziła agencję towarzyską, zatrudniającą, oprócz Polek, także Ukrainki, Białorusinki, Litwinki, a nawet obywatelkę Wenezueli. Czekolinda nie mogła narzekać na zarobki. W toku śledztwa ustalono, że klienci agencji "Rasputin" potrafili przepuścić nawet po 100 tysięcy złotych... w jedną noc. Dla ich wygody w agencji zainstalowano terminale płatnicze. Młoda burdelmama przejęła kwitnący biznes od Doroty B. używającej e branży pseudonimu Dolores oraz jej męża Pawła B. W prowadzenie biznesu zaangażowana była także mafia mokotowska, która "ochraniała" lokal.
Napisana na kolanie książka wspomina najpiękniejsze czasu działalności agencji, założonej w 2002 roku, ukazała się właśnie na rynku. Narratorami są małżonkowie B, której wspomnienia spisał, dość wulgarnym i prymitywnym językiem... Jarosław Maringe ps. "Chińczyk", były gangster mafii pruszkowskiej.
Kroniki rozpusty, napisane chaotycznym, dalekim od literackiego stylem, obfitują w dosadne, wręcz fizjologiczne opisy świadczonych w Rasputinie usług. Jak wykazało śledztwo, było tam drogo.
Godzina zwykłego seksu kosztowała 350 złotych, ale już seks w basenie prawie dwa razy drożej, bo 600 złotych. Klienci mieli obowiązek kupować prostytutkom drinki, z których najtańszy kosztował 90 złotych, choć najmilej widziany był szampan za kilka tysięcy.
Niestety, jak wspomina mąż Dolores, Paweł, wysokie ceny odstraszyły gwiazdy Big Brothera, które przyszły się zabawić, ale na miejscu uznały, że to za wysokie progi.
Raz się do nas rozpędziła ekipa z pierwszej edycji Big Brothera - wspomina sutener. Był G. i kabareciarz G., i jeszcze kilka znanych osób. Weszło ich chyba jeszcze ze cztery osoby. Usiedli na wprost baru. To było strasznie niemiłe. Dziewczyny zapytały, co chcą do picia. Usłyszeli ceny i mówią: "Co, to my mamy płacić?". Niebywale oburzeni, że mają płacić. Raz się rozpędził G., kierowca. Był taki cichutki, spokojniutki. Usiadł na kanapie. Dziewczyny wiedziały, że nie reaguje się na celebrytów emocjonalnie, ale klienci go wystraszyli, bo zaczęli podchodzić i mu gratulować. Wskutek tego on wyszedł.. Inny celebryta, J.C., przyjeżdżał do nas zamaskowany, w szaliku, w okularach, z kaszkietem na głowie. Ochroniarze go dobrze kojarzyli, bo on nie wchodził na salon, tylko się pokazywał i wybierał sobie te dziewczyny, co były w holu. Do niego często jeździły od nas dziewczyny. Z TVN-u redaktorów przychodziło, dużo hajsu zostawiali. Przyłaził nawet były burmistrz. Komendant Straży Pożarnej też przychodził. Dobry interes był na tym ministrze z rządu SLD, który w każdą niedzielę zamykał lokal. Przychodził ze swoją żoną, z żony kochanką, dobierali sobie jeszcze dwie dziewczyny, pedała i robili sobie orgie.
Jak ujawnia mąż burdelmamy, w najlepszych czasach można było w Rasputinie spotkać nie tylko pół show biznesu, lecz także gości z zagranicy.
Był u nas piosenkarz z B.B.B., Murzyn. Ochroniarze obstawili taras, kuchnię, wejście, pomieszczenie dla kierowców. Był na górze, pił drinki, bawił się z dziewczynami - wspomina z dumą Paweł B. Był minister z Malezji. Było to rok lub dwa po naszym otwarciu, gdy Polska z Malezją podpisywała kontrakt na czołgi. Przychodził z ochroną. Niesamowicie sympatyczny człowiek, zapraszał nas do siebie. Przyjeżdżał do jednej dziewczyny o pseudonimie Inga. Około tygodnia był w Polsce i tylko do niej przyjeżdżał. Fajna osoba, wysoko postawiona, z rządu innego państwa.
Te piękne czasy przeszły już do historii. Małżonkowie B. zostali skazani na 4 lata wiezienia, zaś Czekolindzie grozi 15 lat pozbawienia wolności.