Wbrew przypuszczeniom widzów, którzy spodziewali się finałowego pojedynku Tańca z Gwiazdami między Beatą Tadlą i Popkiem, ostatecznie rozegra się on między prezenterką, a trenerką fitnessu Katarzyną Dziurską.
Beata postanowiła wykorzystać dobre relacje łączące ją z Super Expressem i podlizać się widzom. Skromnie przypomina, że jest starsza od Dziurskiej o 13 lat i znacznie mniej wytrenowana, więc jest jej dużo trudniej na parkiecie.
Ja już nie pamiętam, jak to jest, kiedy nic nie boli - żali się w tabloidzie. Jestem najstarszą uczestniczką show, moje ciało nie regeneruje się tak szybko jak u młodszych. Ale trzyma mnie radość i dobra energia, której nigdy mi nie brakowało. Nie jestem zawodowcem, zaczynałam od zera. Musiałam nauczyć się podnoszeń i skomplikowanych układów, a nawet tego, jak umiejętnie upadać. Nie zawsze mi wychodziło, więc poobijania nie uniknęłam.
Tadla, żebrząc o życzliwość widzów, nie omieszkała oczywiście wspomnieć o bolesnym rozstaniu z Jarosławem Kretem, które nastąpiło tuż przed rozpoczęciem pierwszej edycji.
Było kilka kryzysów związanych ze zmęczeniem i bezsilnością. Ale najgorszy był sam początek, ponieważ wiązał się z wielką życiową burzą - przypomina Beata. Po pierwszym tańcu chciałam zrezygnować, bo zaczęło mnie przerastać zainteresowanie mediów, obserwacja każdego gestu i słowa. Nie chciałam, by ktoś myślał, że oczekuję litości, bo taka ze mnie bidulka. Postanowiłam iść dalej z podniesioną głową i liczyć wyłącznie na ocenę mojej pracy, tańca i postępów. W ogóle nie myślę o zwycięstwie. Po każdym odcinku, gdy okazywało się, że przechodzę dalej, skupiałam się na kolejnym. Jestem zadaniowcem. Być w tym finale to wielki zaszczyt i już to jest dla mnie nagrodą.
Myślicie, że wygra tym konkurs?