Grażyna Szapołowska od dawna nie należy już do najlepiej zarabiających polskich aktorek. Czasy, gdy dostawała 200 tysięcy złotych za sezon sędziowania w Bitwie na głosy to już przeszłość. Grażyna zawdzięcza swoją obecną sytuację dyrektorowi Teatru Narodowego, Janowi Englertowi.
Od czasu słynnego procesu przeciwko staremu przyjacielowi o dyscyplinarne zwolnienie z pracy, nie otrzymuje nowych ról. Mimo że przedstawiła w sądzie pracy wiele poważnych argumentów na poparcie swoich racji, środowisko aktorskie stanęło murem za Englertem. Wszyscy powołani świadkowie zeznawali na korzyść dyrektora Teatru Narodowego. Po cichu zaś mieli ponoć do Grażyny żal o publiczne pranie brudów. Od tamtej pory jej relacje z branżą pozostają napięte.
Na szczęście udało jej się uciułać spory majątek, poza tym o komfort Grażyny dba jej narzeczony, bogaty biznesmen Eryk Stępniewski. Dzięki jego wsparciu Grażyna może pozwolić sobie na realizację niezależnych projektów artystycznych, nawet tych, do których, jak się do niedawna wydawało, nie ma wystarczających kwalifikacji.
W rozmowie z Newserią Lifestyle Szapołowska zapowiada, że teraz, dla odmiany, bierze się za reżyserię. Prawdopodobnie w przyszłym sezonie będę reżyserować operę, więc przechodzę na reżyserię - chwali się aktorka. Stanę po drugiej stronie kamery.
To miłe, że ma tyle czasu i pieniędzy na spełnianie swoich marzeń. I jeszcze znajduje wolną chwilę na kąpiel w zimnym Bałtyku.
Wyreżyserowanie opery to zresztą nie jedyny projekt aktorki na najbliższy czas. Grażyna zapowiada też wydanie książki. Obiecuje, że tym razem to będzie kryminał.
Jak bardzo nie możecie się doczekać jej nowych projektów?