Zapewne zaraz zarzuci się nam, że znów się uwzięliśmy i czepiamy się biednej Mariny. Nie sposób jednak nie zauważyć - co robicie masowo w komentarzach - że z jej wizerunkiem medialnym od jakiegoś czasu dzieje się coś dziwnego. Trudno powiedzieć, czy wstydzi się swojego wyglądu, czy ma jakiś inny powód tuszowania rzeczywistości. Fakty są jednak takie, że rozdźwięk między zdjęciami ulicznymi a tymi, które Łuczenko-Szczęsna zamieszcza w sieci jest ogromny.
Od kiedy Fakt w grudniu 2017 roku napisał o tym, że Marina Łuczenko-Szczęsna jest w ciąży, życie "emerytowanej piosenkarki" zmieniło się. Celebrytka znów znalazła się w centrum uwagi, a jej uporczywe kłamstwa dotyczące spodziewanego dziecka zamiast odciągnąć uwagę mediów tylko ją przyciągały. Żeby nie było wątpliwości - jesteśmy zdania, że każdy ma prawo zachować ciążę dla siebie i nie ma obowiązku informowania mediów o swoim stanie. Jednak wypowiedzi menadżera, który zarzucał dziennikarzom zmyślanie, czy wrzucanie archiwalnych zdjęć które mają udawać aktualne, to coś zupełnie innego. Zachować dyskrecję - to oczywiste, kłamać - już nie.
Ostatecznie jej plan ukrywania ciąży poprzez publikowanie nieaktualnych zdjęć, wzorem Kylie Jenner, spełzł na niczym. Gdy Fakt w ubiegły weekend opublikował zdjęcia paparazzi pokazujące celebrytkę ze sporym brzuchem. Marina nie mogła już dłużej oszukiwać resztki swoich fanów, więc wystosowała oświadczenie, w którym napisała, że jest "są gotowi", by "podzielić się szczęściem". Zabawne, że gotowi stali się tuż po zdjęciach w tabloidzie. Oświadczenie Marina ubarwiła pozowanym zdjęciami z Wojtusiem i z brzuszkiem, jednak gołym okiem łatwo zauważyć, że są to... stare zdjęcia.
Celebrytka mimo przyznania się do kłamstw dalej stara się ubarwiać rzeczywistość. Przeanalizowaliśmy jej posty w mediach społecznościowych, z których jasno wynika, że Marina wstawia archiwalne zdjęcia udając, że zostały one zrobione teraz. Publikuje też jedynie zdjęcia z Włoch, choć przebywa obecnie w Polsce. Czyżby duży brzuch ciążowy i polskie krajobrazy aż tak nie pasowały do jej starannie prowadzonego konta na Instagramie?
W komentarzach zwracacie też uwagę na fakt, że Marina praktycznie nigdy nie załącza zdjęć zrobionych w Polsce. Nawet kiedy przebywa na Wilanowie, jej Instagram jest pełen widoków z Turynu i Como. Najwyraźniej zależy jej by być bardziej kojarzoną z luksusowym resortem we Włoszech, gdzie willę ma np. George Clooney, niż z dzielnicą Warszawy, gdzie mieszka np. Doda.
Czytelnicy zwracają też uwagę, że zupełnie inaczej wyglądają nogi Mariny, opalenizna, włosy czy makijaż - na upozowanych zdjęciach z Instagrama zawsze fotografuje się z dołu, w odpowiednim świetle i z przydatnymi filtrami. Zdjęcia paparazzi ukazują nieco mniej idealną rzeczywistość. To smutne o tyle, że młode fanki, które obserwują żonę piłkarza, nabierają zupełnie niepotrzebnych kompleksów. Na szczęście Pudelek może sprowadzić wyidealizowane wyobrażenia na ziemię.
Poniżej zdjęcie Mariny w miętowej sukience, które najpierw wstawiła w czerwcu 2017 roku, a następnie 4 maja 2018 roku. Początkowo opublikowała je z zablokowaną opcją komentowania, a kiedy Pudelek wytknął jej to w artykule, zmieniła ustawienia. Od razu posypały się komentarze użytkowników, którzy zwracali uwagę, że "nie wygląda na ósmy miesiąc". Nic dziwnego, skoro zdjęcie ma rok. W momencie publikacji fotografii jej ciąża była już naprawdę widoczna. Marina, serio myślała, że nikt by nie zauważy?
Wrzucanie archiwalnych zdjęć oczywiście nie jest grzechem, ale tu ewidentnie stara fotografia miała udawać aktualną. Jednak dużo ciekawszy jest jej ostatni post, w którym potwierdza, że miesiącami oszukiwała fanów w sprawie ciąży, również okraszony zdjęciem, które sądząc po wielkości brzucha pochodzi co najmniej z sprzed miesiąca. Łatwo też dojść do tego po identycznych strojach Mariny i Wojtusia, które pojawiły się na jej Instagramie miesiąc wcześniej. Wtedy Marina jeszcze kłamała, więc zaokrąglony brzuch został ucięty. Aż dziwne, że mimo tak dużych pieniędzy i zasadniczo beztroskiego życia, wciąż nie potrafi po prostu cieszyć się szczęściem i gra w dziwną grę z obserwatorami licząc, że nikt nie zauważy jej krętactw.
Porównajcie sami: