Pod koniec 2017 roku dziennikarze ujawnili, że ministrowie Beaty Szydło, mimo niewielkich sukcesów na koncie, postanowili być dla siebie niezwykle szczodrzy. Członkowie rządu pani premier w sumie przyznali sobie i swoim podwładnym... aż 200 milionów złotych.
PRZYPOMNIJMY: Ministrowie przyznali sobie 200 MILIONÓW premii. "Najbardziej hojny był Mateusz Morawiecki"
Jak nietrudno się domyślić, wyjście na jaw informacji o szokującej wysokości nagród oburzyło polityków opozycji, którzy zaapelowali do nagrodzonych ministrów o zwrot tych pieniędzy. Ostatecznie do akcji musiał wkroczyć sam Jarosław Kaczyński, który publicznie zapowiedział, że nagrodzeni politycy zwrócą równowartość swoich premii na konta Caritasu.
Choć akcja miała mieć charakter dobrowolny, to wygląda na to, że nikt nie chce wzbudzać dodatkowego gniewu prezesu PiS-u. Dochodzi do tego, że działacze partii rządzącej zadłużają się, byle tylko zdążyć ze spłatą przed wyznaczonym przez Kaczyńskiego na połowę maja ostatecznym terminem.
Taki los spotakł chociażby Michała Dworczyka, szefa Kancelarii Premiera Mateusza Morawieckiego. W wywiadzie dla programu Gość Radia Zet, Dworczyk przyznał, że aby spłacić 30 tysięcy złotych premii musiał wziąć kredyt w banku.
Musiałem 20 tys. zł z kredytu na ten cel zaangażować - wyznał w radiu, dodając, że pozostałe 10 tysięcy zdobył po... sprzedaniu samochodu: Taka jest sytuacja, trzeba to zrealizować. Trzeba ponosić konsekwencje funkcjonowania w danym miejscu.
Myślicie, że więcej polityków miała podobny problem z oddaniem tych nagród?