Pod koniec lutego Krzysztof Hołowczyc został zatrzymany przez patrol drogówki na terenie gminy Nowa Ruda na Dolnym Śląsku. Pomiar prędkości wykazał przekroczenie dozwolonej prędkości w terenie zabudowanym średnio o 63 kilometry na godzinę. Pewny siebie Hołek mknął przez małą miejscowość z prędkością 113 kilometrów na godzinę. Na szczęście udało mu się nikogo nie potrącić.
Kierowca tłumaczył policjantom, że nie mógł jechać wolniej, bo spieszył się na... konferencję dotyczącą bezpieczeństwa na drogach.
Potem urażony zapewniał w Internecie, że zawiniło złe ciśnienie powietrza w oponach radiowozu.
Odczyt to jest ich prędkość, a nie nasza, taka metoda pomiaru nie jest precyzyjna - przekonywał rajdowiec. W radiowozie ciśnienie kół jest sporo za niskie i to też zawyża wskazywaną prędkość.
Przypomnijmy: Krzysztof Hołowczyc znów stracił prawo jazdy. Tłumaczył się… zbyt niskim ciśnieniem w kołach radiowozu
Policjanci jednak nie chcieli wziąć winy na siebie i grzecznie przeprosić. Skończyło się zatrzymaniem prawa jazdy na trzy miesiące.
To był bardzo trudny czas dla mnie i mojej rodziny - żali się Krzysztof w Fakcie. Zabranie dokumentu w moim przypadku to nie jest zwykła kara. To zakaz wykonywania zawodu! Nauczyłem się świetnie jeździć na rowerze. Zrobiłem prawie 600 kilometrów. Nagle zauważyłem, że u siebie w Olsztynie szybciej dojeżdżam rowerem niż samochodem.
Jeśli chodzi o wyrok w sprawie przekroczenia prędkości, to oczywiście policjanci nie zamierzają mu odpuścić. Jak informuje Super Express, do sądu w Kłodzku wpłynął już wniosek o ukaranie kierowcy za zbyt szybką jazdę i stworzenie zagrożenia na drodze.
Krzysiek po namyśle doszedł do wniosku, że było w tym trochę jego winy, jednak idzie w zaparte, że policjanci przesadzili z pomiarem.
Przyznaję, że przekroczyłem prędkość - komentuje Hołowczyc. Ale ustalanie prędkości "na oko" jest bardzo nieprecyzyjne. Błąd wynosił 20-30 kilometrów na godzinę. Wszystko to przedstawię w sądzie. *Tu nie chodzi tylko o mnie, ale o pewną zasadę i precyzję. *