Maciej Dowbor od pięciu lat startuje w zawodach triathlonowych. W 2015 roku wziął udział w aż pięciu, w tym na dystansie olimpijskim oraz 1/4 ironman. Ostatnio powoli zaczyna do niego docierać, że nie robi się coraz młodszy. W zeszłym roku doznał kontuzji ścięgna Achillesa, która wyeliminowała go z części zawodów i ostatecznie skończyło się na zaledwie trzech startach.
W bieżącym roku, nie bacząc na zbliżające się wielkimi krokami 40. urodziny, Maciej znowu poczuł się w formie i postanowił sprawdzić się w Enea Warsaw Triathlon na dystansach: półtora kilometra wpław, 40 kilometrów rowerem i 10 kilometrów biegiem.
Maciej wyznał, że kłopoty zaczął przeczuwać już na rowerze.
Pierwszą ścianę złapałem już na 5 km roweru - wyznał na Instagramie. Nie byłem w stanie nacisnąć mocniej na pedały - ból głowy i dreszcze towarzyszyły mi od samego początku.
To, że w ogóle udało mu się ukończyć wyścig, sam Maciej uznał za niewątpliwy cud. Na metę dotarł w strasznym stanie. Wolontariusze przez dobre pięć minut polewali wodą słaniającego się na nogach prezentera.
To, że w ogóle dojechałem do T2, a później doczłapałem się do mety, zakrawa o cud. Momentu ze zdjęcia nawet nie pamiętam. 5 minut polewania wodą i cucenia przez wolontariuszy, medyków, znajomych i innych zawodników pozwoliło mi jakoś dojść do siebie - wyznał Dowbor.
Ostatecznie dotarło do niego, że w grudniu kończy 40 lat i nie może już sobie pozwolić na to, by na wyczerpujące kondycyjnie zawody wpaść tak sobie, po drodze z jednej wyjazdowej chałtury na drugą. Jak sam przyznaje, tuż przed wyścigiem wracał przez siedem godzin samochodem z drugiego końca Polski, gdzie cały upalny dzień spędził na prowadzeniu plenerowej imprezy.
Czas chyba zdać sobie sprawę, że kategoria M40 to nie tylko niewinny ciąg znaków, ale też wyznacznik wieku, w którym dzień przed tropikalnymi zawodami, nie powinno się spędzać 7h w samochodzie i 8h na scenie na pełnym słońcu - komentuje samokrytycznie prezenter. Jak to mówią klasycy: dziś zapłaciłem wysoką cenę. Dodam, że zawody ukończyłem tylko z dwóch powodów. Na początku roweru uznałem, że i tak trzeba jakoś się dostać znad Zegrza do Warszawy, więc nie mam wyjścia i muszę jechać. Na biegu natomiast chyba kompletnie przestałem kontaktować i ubzdurałem sobie, że mimo bomby jakimś cudem się odbuduję i jeszcze dogonię uciekających rywali.
No to rzeczywiście duża fantazja... Żona Macieja, Joanna Koroniewska, podobno wpadła w szał, kiedy zorientowała się, jaką bezmyślnością popisał się jej ukochany.
Nigdy nie próbuje odciągać go od jego sportowej pasji, ale tym razem była po prostu zła - ujawnia znajomy aktorki w rozmowie z tygodnikiem Na żywo. Jej zdaniem, jeśli był zmęczony po pracy, *powinien zrezygnować ze startu w morderczych zmaganiach. *