Choć najciekawsza część mundialu dopiero przed miłośnikami piłki nożnej, polski epizod w mistrzostwach dobiegł końca. Kadra Adama Nawałki wygrała w Rosji tylko jeden mecz - w dodatku w bardzo słabym stylu - co nie zagwarantowało zakończenia fazy grupowej z tarczą.
Jakby było mało odpowiedzialności zbiorowej, dziennikarze, zarówno polscy jak i zagraniczni, pokusili się o ocenę indywidualną naszych piłkarzy. W najgorszej jedenastce mundialu znalazło się aż trzech Polaków: Lewandowski, Krychowiak i Cionek.
Jednak nie tylko za "zasługi" na boisku dostało się naszym piłkarzom. Media wzięły na celownik także Kamila Glika, który podczas przygotowań do mundialu - a konkretniej gry w siatkonogę - nabawił się kontuzji barku.
W Przeglądzie Sportowym pojawił się artykuł Tomasza Włodarczyka, który rzucił trochę światła na tę sytuację, sugerując, że piłkarze reprezentacji podczas zgrupowania urządzali imprezy z alkoholem.
Zobacz: Polscy piłkarze pili alkohol na zgrupowaniach przed mundialem? "Trener nic z tym nie zrobił"
Pogłoski postanowił częściowo zdementować Kamil Glik, który w rozmowie z Onet.Sport.pl przyznał, że dostali zgodę od trenera na "parę piw" podczas wolnego dnia na zgrupowaniu w Arłamowie, jednak nie wywrócił się pijany:
Pojawiło się wiele informacji, które nie miały ziarenka prawdy. A jak było naprawdę? Dostaliśmy zgodę od trenera, żeby w dzień wolny usiąść i wypić parę piw. Natomiast jeśli chodzi o moją kontuzję, to słyszałem historie, że wywróciłem się, będąc pijany, co jest dla mnie jakimś kosmosem. Nie chce mi się na ten temat nawet myśleć, bo jest mi zwyczajnie, po ludzku smutno. Nie wiem, jak ktoś mógł wymyślić coś takiego. Oczywiście zasłużyliśmy na krytykę, ale wymyślanie takich rzeczy mnie przerasta - powiedział.
Wierzycie mu?