Sara Boruc w końcu, po trzech latach szumnych zapowiedzi, wydała swoją debiutancką płytę. Z pewnością nie było łatwo...Jak wiadomo, Sara jest mocno przekonana, że dziewczyny i żony piłkarzy są jedną z najciężej pracujących grup zawodowych świata. Lubi żalić się, że "biorą wszystko na barki" i zaharowują cię, robiąc zakupy i płacąc rachunki pieniędzmi swoich mężów.
To naprawdę cud, że ona i Marina Szczęsna znalazły czas na nagranie albumów. W przerwach między działalnością artystyczną Sara prowadzi firmę, produkująca biżuterię, którą dwa lata temu założyła z siostrami. Na razie jej wyroby noszą głównie koleżanki.
Poza tym dużo czasu zajmuje jej udzielanie wywiadów, w których zawsze żali się, że ludzie niesprawiedliwie ją oceniają i nie doceniają tego, jak poświęca się dla męża. Do swojego ulubionego tematu powraca w rozmowie z Plejadą.
Wiele razy słyszałam, że złapałam bogatego faceta, nic nie muszę robić i cały czas kupuję sobie torebki - narzeka Boruc. Nie przejmuję się takimi komentarzami, ale jeśli mam być szczera, to tak nie wygląda moje życie. Faceci przecież nie są durniami i też mają swoje potrzeby – zwłaszcza sportowcy. Wszystko kręci się wokół nich i trzeba absolutnie podporządkować się ich karierze. Często nie ma w ogóle czasu na przyjemności czy zajmowanie się swoją pracą. Moje życie nie jest tak kolorowe, jak ludziom się wydaje. Związek z piłkarzem to nie jest bajka. No chyba, że dla kogoś jedynym wyznacznikiem szczęścia są pieniądze, wtedy jest pięknie, bo nie trzeba się martwić o finanse. Wiedziałam, na co się piszę i oczywiście jestem bardzo szczęśliwa, tylko chcę pokazać, że związek z piłkarzem ma zarówno dużo plusów, jak i minusów. Wszystkim wydaje się, że jak mam pieniądze i poukładane życie, to nigdy nie miałam problemów. Dziś jestem szczęśliwa, ale nie zawsze tak było. Często słyszę, że jestem w czepku urodzona i że najpierw rodzice podawali mi wszystko na tacy, a teraz robi to mąż. Niektórzy zarzucają mi, że nic nie wiem o życiu. Prawda jest zdecydowanie inna, ale nie ma sensu już tego tłumaczyć.Mnie obrywało się od początku. Najpierw portale pisały, że rozbiłam małżeństwo Artura i przeze mnie rozwiódł się ze swoją żoną. Później, przez to, że mój tata pochodzi z Jordanii, wyzywano mnie od Arabek.
Na szczęście Sara zachowała niezależność i nie chce promować się na nazwisku męża. Nie zawsze tak było. Kiedy jeszcze liczyła na karierę w telewizji jako prowadząca Shopping Queen, używała nazwiska Boruc. Ostatnio jednak zmieniła zdanie.
W dokumentach mam podwójne nazwisko - zapewnia w wywiadzie. To nie jest tak, że chcę się odciąć od nazwiska męża. Nigdy nie ukrywałam, że jestem żoną Artura. Mam świadomość, że dzięki niemu pewne drzwi mi się otworzyły. Pewnie nikt nie usłyszałby o moim blogu czy mojej biżuterii, gdybym nie była żoną Artura. Nie mam problemu z tym, żeby głośno o tym powiedzieć. Niektóre dziewczyny piłkarzy twierdzą, że były i są gwiazdami niezależnie do tego, kim jest ich chłopak czy mąż. Prawda jednak jest inna. Natomiast zdecydowałam się wydać płytę pod moim panieńskim nazwiskiem, bo to jest bardzo moje. Mąż oczywiście uczestniczył w procesie pracy nad tą płytą, bo to było nieuniknione. Artur zawsze był dobry z humanistycznych przedmiotów i myślę, że umiałby napisać po polsku ładny tekst. Pamiętam, że na początku naszej znajomości pisał mi wiersze. Teraz też mi czasem pomagał, doradzał mi, gdy brakowało mi jakiegoś słowa, ale żadnego testu nie napisał w całości. *Nie będziemy powielać tego, co zrobiła Marina z Wojtkiem. *
Boruc zapewnia jednak, że ma swój honor i nie będzie się łapała byle jakiej fuchy, byle tylko zaistnieć w telewizji. Chwali się nawet, że odrzuciła kilka propozycji.
Odmówiłam udziału w "Tańcu z gwiazdami", "Agencie" i "Azji Express" - wspomina z dumą. Nie czuję, żeby te programy w jakiś sposób były powiązane z moimi zainteresowaniami. Nie mam ciśnienia, żeby brać w nich udział. Być może gdyby mój mąż już nie pracował i mielibyśmy wolny czas, to zmieniłabym zdanie i pojechalibyśmy na miesiąc do Azji czy Ameryki. Teraz nie możemy sobie na to pozwolić, bo mamy wiele zobowiązań na miejscu. Chciałabym w końcu zamieszkać we własnym gniazdku. Ciągle coś wynajmujemy i przeprowadzamy się z miejsca na miejsce. Na szybko kupujemy meble, które nam się nie podobają, no ale trzeba na czymś spać. Bardzo brakuje mi tego, że nie mam swojego miejsca na ziemi. Dlatego *chciałabym się ustatkować i wtedy urodzić jeszcze jedno dziecko. *