W niedzielę w Warszawie odbył się koncert zespołu The Rolling Stones. Fani czekali na tę chwilę aż jedenaście lat. Koncert wywołał także emocje u byłego prezydenta Lecha Wałęsy, który w liście wystosowanym do Micka Jaggera poprosił go o zajęcie stanowiska w sprawie Sądu Najwyższego, który mocą ustawy, przygotowanej przez Prawo i Sprawiedliwość został praktycznie rozwiązany, bo sędziowie, za wyjątkiem tych, których osobiście wybierze minister sprawiedliwości, zostali przymusowo odesłani na emeryturę.
Na realizacji nowej ustawy bardzo zależy prezesowi PiS-u Jarosławowi Kaczyńskiemu, który zwierzył się dziennikarzom Onetu, że jego zdaniem prezes Sądu Najwyższego, Małgorzata Gersdorf powinna pracować na bazarze.
Chcemy zwrócić waszą uwagę, przypomnieć odważnych ludzi, którzy walczyli o wolność dla całego bloku wschodniego - napisał Wałęsa. W odpowiedzi na apel noblisty, Mick Jagger podczas koncertu zwrócił się do fanów po polsku.
Jestem za stary, żeby być sędzią, ale na tyle młody, żeby śpiewać - stwierdził wokalista, który 28 lipca będzie obchodził 75. urodziny.
Po czym, nawiazując do koncertu The Rolling Stones, który odbył się w Warszawie 51 lat temu, czyli w silnie komunistycznych czasach, dodał:
Byliśmy tu na koncercie w 1967 roku. Mam nadzieję, że trochę się od tego czasu nauczyliście.
Niestety, to nie jedyny ostatnio przypadek, gdy zagraniczni muzycy czują się zobowiązani przypomnieć Polakom, że nasz kraj podąża w innym kierunku niż większość zachodnich demokracji. Nawiązania do polityki pojawiły się także na koncercie Massive Attack na tegorocznym Open’erze oraz podczas występu Pearl Jam, którego muzycy wsparli ze sceny protest przeciwko zaostrzaniu już i tak restrykcyjnego prawa aborcyjnego.