Marek Włodarczyk długo wypierał się związku z Sandrą Kościelniak, którą oficjalnie przedstawiał jako "koleżankę, która doradza mu w sprawach zawodowych". W końcu zniecierpliwiona kobieta zaczęła afiszować się z Tomaszem Stockingerem i rozpuszczać plotki, jakoby planowała się do niego wprowadzić.
Strategia okazała się skuteczna. Zazdrosny Włodarczyk postanowił odzyskać młodszą o 36 lat ukochaną, a nawet przebąkiwał o ślubie. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, ale przynajmniej już nie wypiera się miłości.
Ostatnio nawet postanowił interweniować w imieniu swojej partnerki w sprawie działającej w jej apartamentowcu agencji towarzyskiej.
Sąsiedzi Sandry z nowego warszawskiego osiedla od dawna skarżyli się na zachowanie zatrudnionych w agencji pań. To był koszmar - wspominają w rozmowie z Faktem. Panie pracowały całymi nocami, *nago spacerowały po tarasie. *
Mieszkańcy zgłosili swoje skargi zarządcy budynku, jednak ten rozłożył tylko ręce. Byliśmy bezsilni - tłumaczy w tabloidzie. Umowę najmu może rozwiązać tylko właściciel lokalu.
Policja też niewiele mogła zrobić. Dzielnicowy wziął pod obserwację ten adres, lecz policja może działać jedynie po otrzymaniu oficjalnego zawiadomienia - wyjaśnia oficer prasowy Robert Koniuszy. Nikt go nie złożył.
I wtedy do akcji wkroczył komisarz Zawada. Włodarczyk najwyraźniej przypomniał sobie największą rolę swojego życia, bo postanowił działać. Nie wiadomo, co dokładnie zrobił, ale poskutkowało.
Wyglądał na wkurzonego - wspomina jeden z sąsiadów Dziewczęta cichaczem wyniosły się w nocy w miniony weekend. Pozbyliśmy się kłopotu.