Kora, która zmarła w minioną sobotę po pięciu latach heroicznej walki z nowotworem, zawsze przeciwstawiała się schematom i konwenansom. Wygląda na to, że do ostatnich chwil swojego życia pozostała wierna tym zasadom.
W opublikowanym we wtorek na profilu piosenkarki na Facebooku wpisie, jej mąż, Kamil Sipowicz, zdradził, że liderka Maanamu nie zdecydował się przyjąć ostatniego namaszczenia:
Moja żona do końca była wierna religii słońca, wiatru i kwiatów. Nie przyjęła ostatniego namaszczenia - napisał.
Sipowicz, który do tej pory nie komentował śmierci Jackowskiej, zdobył się też na podziękowanie licznej grupie lekarzy, opiekunów i przyjaciół, którzy wspierali piosenkarkę w tych najtrudniejszych momentach. Zdradził też, jak wyglądały ostatnie tygodnie życia Kory.
Kora przez ostatni miesiąc była w otoczeniu rodziny,przyjaciół oraz wspaniałej opiekunki Magdy Klorek w naszym domu w Bliżowie. Miesiąc temu wzięła ostatnią chemię w Szpitalu Jana Pawła 2 w Zamościu - napisał Kamil Sipowicz. Dziękujemy pani ordynator Teresie Sosnowskiej i wspaniałej ekipie medycznej ze szpitala. Serdecznie dziękujemy też zamoyskiemu hospicjum domowemu i odziałowi paliatywnemu w Zamościu. Dziękuję również Ani Pakule ze wsi Szewnia Dolna za pomoc.
Pogrzeb Kory odbędzie się w przyszłą środę, 8 sierpnia, na warszawskich Powązkach.